Dyskonty i hipermarkety w Krakowie pojawiły się w latach 90.
Dla pokolenia, które na kartki mogło kupować śladowe ilości mięsa, ryżu czy czekolady, wysyp towarów na sklepowe półki, uruchomiony wraz z abdykacją PRL, wiązał się z uczuciami mieszanymi. Bo dostępne stało się wszystko, ale przecież właśnie wtedy dotarło do nas, na jak mało tak naprawdę nas stać.
Wcześniej, żeby się o tym przekonać, wpadaliśmy do Pewexu i lizaliśmy przez szybkę kolorowe, świecące produkty z lepszego świata, z cenówkami w dolarach. Transformacja ustrojowa uwolniła handel, peweksowe cuda stały się towarami dostępnymi w normalnych, złotówkowych sklepach. A kiedy społeczeństwo zaczęło się dorabiać, próby podbijania rozwijającego się rynku rozpoczęły zagraniczne sieci sklepów. I to wtedy poznaliśmy pojęcia dotąd nieznane. Dyskont. Hipermarket. Sklep wielkopowierzchniowy.
Wielkie zakupy w Krakowie. Hit, Geant, Tesco, Alma...
W Krakowie co to dyskont pokazali nam Niemcy. Sklep z niebiesko-pomarańczowym szyldem przy ul. Piastowskiej doskonale pamiętają ówcześni mieszkańcy Miasteczka Studenckiego, bo wprawdzie wystrój był tam siermiężny, ale rzeczywiście można tanio było kupić jajka, jakiś produkt seropodobny i jeszcze na cienkie piwo starczyło. Asortyment był jednak niewielki.
Co innego w tych wielkich halach, które pobudowano na Wielickiej czy Bora-Komorowskiego. Tak oto do miasta zawitały hipermarkety. Z pompą otwierano Hit, tłumy waliły do Geanta. Nie kojarzycie tych marek? Nic dziwnego, nie ma ich tu już dawno.
Postanowiliśmy przypomieć miejsca, w których ogarniało nas zakupowe szaleństwo, a których nie ma już w przestrzeni Krakowa. Gdzie swój pierwszy sklep miała Alma (i ten sklep wcale Almą nie był), czym na tle innych nowych marketów wyróżniało się Tesco. Powspominajmy.
