Tragiczne wydarzenia rozegrały się w nocy z 16 na 17 kwietnia 2010 r. Halina P. po południu wróciła z pracy do domu przy ul. Ubocznej w Krakowie. Po śmierci męża mieszkała tam razem z synem. 28-latek, z zawodu cieśla, utrzymywał się z prac dorywczych, ale głównie pomagał matce w domu. Sprzątał, gotował, wychodził z psem, dbał o drobne naprawy, był uczynny i pracowity. Niestety, nie stronił od alkoholu.
Krytycznego dnia rano wypił trzy piwa, potem, po południu, kilka drinków z matką. Opróżnili butelkę wódki żołądkowej gorzkiej, zaczęli kolejną.
Syn poszedł spać o 22.00, wstał około 5 rano i matkę znalazł już martwą. Zszokowany zadzwonił do starszego brata, który informację o śmierci matki wziął za głupi żart. - Nie denerwuj mnie od rana - odparł 30-letni Paweł P., przekonany, że rozmówca jest pijany Ale drugi telefon Krzysztofa P. był podobny w tonie. - Matka ma poderżnięte gardło, nie oddycha, nie rusza się. Przyjeżdżaj natychmiast - rzucił 28-latek. Nie czekając na pojawienie się brata wziął butelkę wódki i poszedł do sąsiada. Jemu także się przyznał, że znalazł martwą matkę. Gdy został zatrzymany, miał ponad 3 promile alkoholu we krwi.
Prokurator chciał dla oskarżonego kary 25 lat więzienia, sąd był łagodniejszy. - Nie było to zabójstwo planowane, ale dokonane w sposób nagły, pod wpływem emocji- mówiła sędzia Beata Górszczyk. Wyrok nie jest prawomocny.
Wybieramy Ludzi Roku 2011. Zobacz listę kandydatów i oddaj głos!
Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i weź udział w plebiscycie
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!