Wszystkich spotykamy w długiej kolejce do krakowskiej jadłodajni Caritasu przy ul. Dietla. Tu zawsze bezdomni mogą liczyć na ciepły posiłek. Zimą ściągają do Krakowa z całej Polski. Nie wszyscy chcą jednak korzystać z noclegowni. Kilkaset osób koczuje w pustostanach, wagonach na bocznicach kolejowych, na działkach czy w kanałach.
Zobacz także: Kraków: na ulicach staną koksowniki
Jak są w stanie wytrzymać bez prądu, wody, ciepłej herbaty i ogrzewania w 15-stopniowym mrozie?
Dawid i Edyta (bezdomni od ponad czterech lat) twierdzą, że to żaden wyczyn. - Rok temu zimą mieszkaliśmy w namiocie - opowiadają.
- Młoda była wtedy w ciąży i wytrzymała przy 25-stopniowym mrozie - chwali partnerkę Dawid.
Góral rodem ze Szczawnicy mówi, że śpi tam, gdzie zastanie go noc. Ostatnio w wagonach. Rano wstaje i idzie w miasto. Kąpie się w łaźni przy Kościuszki, jedzie na Tyniecką po odzież, szuka pracy u tapicera, ale umie też kłaść bruk czy malować ściany. Chciałby wrócić do domu, ale wstydzi się rodziny. Problem alkoholowy? - Mam. Podupadłem - mówi ze łzami w oczach.
Andrzej, z wykształcenia mechanik, mieszka w pustostanie na Kurdwanowie. Wcześniej przez osiem lat koczował w samochodzie, bo tylko tyle zostało mu po rozwodzie. - W nocy w środku było -20 stopni. Mróz taki, że z mojego oddechu robił się szron - opowiada. - Jestem trzeźwy, lubię sprzątać, szukam żony w internecie - dodaje.
Podchodzi do nas Jerzy, czysty, starszy mężczyzna, były rolnik. Przyjechał spod Bydgoszczy. Gdzie mieszka? Nigdzie. - Nie chcą mnie przyjąć do noclegowni, bo nie ma miejsca. Na ławce odgarniam śnieg i śpię, czasem w jakimś tunelu - opowiada. - Nad ranem wstaję i chodzę pół godziny, żeby się rozgrzać i nie zamarznąć. Stary jestem, nie mam już siły - dodaje.
Między godz. 18 a 20 bezdomni wracają do swych kryjówek. Choć mróz coraz większy, nie chcą iść do noclegowni. Nie podoba im się ścisk, dyscyplina, a często i zakaz picia alkoholu.
Andrzej wyjaśnia, że czuje się tam jak w więzieniu. - Jestem wolny jak pies polny - kwituje ze śmiechem.
Jurek wspomina, że w noclegowni już był, ale z powodu braku miejsc kazano mu spać na podłodze. - Mam swoją godność, jestem człowiekiem, a nie zwierzęciem. Wolę już spać w parku.
Marek Anioł, rzecznik straży miejskiej opowiada, że bezdomni są świetnie zorientowani, jaki mróz się szykuje. - W dzień wielu z nich chodzi po galeriach handlowych i tam ogląda telewizję w sklepach z rtv - mówi. - Mimo to ci, którzy mają jakąś kryjówkę, raczej nie chcą jej opuszczać.
Co wieczór więc patrole wyjeżdżają w miasto, aby monitorować bezdomnych. - Mamy ciągle aktualizowane mapy, gdzie ich znaleźć - wyjaśnia rzecznik. W Śródmieściu to 50 miejsc, tyle samo w Krowodrzy i w Podgórzu, ok. 40 w Nowej Hucie.
Funkcjonariusze mają gorącą herbatę, pytają bezdomnych, czy wszystko w porządku, proponują odwiezienie do noclegowni. Wiedzą, gdzie są jeszcze wolne miejsca.
W Krakowie działa 11 noclegowni. Niestety, w większości wszystkie łóżka są już zajęte. Bezdomni śpią więc na materacach na podłodze. W przytulisku św. Brata Alberta przy ul. Kościuszki miejsca jest dla 65 osób, ale przyjęto 20 osób więcej. Podobnie jest w przytulisku dla kobiet przyul. Malborskiej. Tam przebywa 80 osób, a miejsc jest dla 75. Dwa wolne miejsca na łóżkach piętrowych są jeszcze w schronisku przy ul. Wielickiej.
Straż miejska apeluje do krakowian, aby widząc bezdomnego w nocy, nie być obojętnym. - Wystarczy zadzwonić pod nr 986 - mówi Anioł. - Postaramy się, aby każdy potrzebujący trafił do ciepłego pomieszczenia.