Na ogniu gotują się udka... dla psa
Gdyby było lato, można by pomyśleć, że pod zalew Zesławicki w Krakowie przyjechali biwakowicze. Z rondelka na ognisku bucha para, obok jest rozbity namiot, a wokół biega wesoły piesek. Tyle, że mamy zimę, a w namiocie od kilku miesięcy mieszka para schorowanych bezdomnych - 59-letni Sławek i 51-letnia Agnieszka. Towarzyszy im pies Brutus. To właśnie dla niego na ogniu gotują się udka. Pies jest bardzo zadbany, w przeciwieństwie do właścicieli. Oboje mają zniszczone twarze, widać, że życie ich nie oszczędzało.
- Wcześniej mieszkaliśmy w pustostanie po starej piekarni, ale nas stamtąd wygonili. Chcieliśmy znaleźć inny, ale albo jest tam za dużo bezdomnych, albo nie nadaje się do zamieszkania. Pracownicy MOPS-u proponują nam noclegownie dla bezdomnych albo ogrzewalnię, ale my nie chcemy, bo musielibyśmy mieszkać osobno i Brutusa musielibyśmy oddać do schroniska. A my chcemy być razem - mówi Sławek, który przeszedł już kilka operacji.
Mężczyzna dodaje, że jeśli temperatura opadnie poniżej zera to będą zmuszeni szukać schronienia w noclegowni dla bezdomnych. Podkreśla jednak, że to ostateczność.
Do Krakowa przyszli na piechotę
59-latek 10 lat temu pracował w Kiecach przy zieleni miejskiej.
- Zwolnili mnie. Jak skończyły się oszczędności, to przestałem opłacać czynsz i po jakimś czasie straciłem mieszkanie. Od tamtej pory tułam się. Do Krakowa przyszedłem z Agnieszką na piechotę - mówi.
Bezdomni dostają od MOPS-u po kilkaset złotych zasiłku.
- Starcza na przeżycie. Wodę bierzemy od pobliskiego sklepu. Tam też do niedawna mogliśmy podładować telefon, ale teraz już nas tam nie chcą. Brakuje nam wszystkiego, głównie produktów spożywczych i środków czystości - mówi Agnieszka.
Jak para bezdomnych spędzi święta?
- Choinki w tym roku nie będzie - nie traci humoru Sławek. - W pustostanie zawsze mieliśmy jakieś symboliczne drzewko. Mamy siebie i to nam wystarczy - dodaje.
