Dotychczas w zdecydowanej większości krakowskich podstawówek rodzice płacili za obiad około 4 złotych. - koszt tzw. "wsadu do kotła". Pozostałe wydatki związane z prowadzeniem kuchni - m.in. pensje dla pracowników i media - opłacała gmina.
Ale ta zaczęła szukać oszczędności. Akurat na dzieciach, o które powinna najbardziej dbać. Kiedy na wiosnę urzędnicy ogłosili, że będą wycofywać się z finansowania stołówek, wprowadzając do szkół prywatne usługi, zawrzało.
Dyrektorzy szkół zapowiadali walkę o stołówki. I rzeczywiście, 59 z nich tę walkę - przynajmniej na kilka miesięcy - wygrało.
Ale nie do końca. - Stołówkę udało się ocalić, a rodzice wciąż płacą za sam wsad do kotła - mówi Beata Tomaszewska, dyrektorka SP 82 na osiedlu Kalinowym. - Ale gmina kazała nam ograniczyć liczbę etatów. Być może więc nie wszystkie chętne dzieci będą miały możliwość zjedzenia obiadu, bo dwie osoby zatrudnione w kuchni mogą nie dać rady - dodaje.
Na podobny problem wskazują dyrektorzy innych podstawówek, w których udało się zachować stołówki. A najbardziej niepokoi ich to, że wkrótce i oni będą musieli załatwiać ajenta lub catering. - Zakładamy, że w najbliższych miesiącach pozostałe stołówki też zostaną przekształcone - potwierdza Katarzyna Fiedorowicz -Razmus z Urzędu Miasta. - To dla gminy duża oszczędność, rzędu 15 milionów złotych rocznie - dodaje.
Ze szkół, które już objęła "stołówkowa reforma", w najgorszej sytuacji są te, gdzie posiłki dowożone są na zasadzie cateringu. Rodzice twierdzą, że oprócz tego, że są one znacznie droższe, bywają zimne i... nieświeże. Niektórzy obawiają się, że dzieci dostają do jedzenia resztki, które zostają restauracjom z wesel.
Na jakość posiłków raczej nie narzekają ci, u których funkcjonują stołówki ajencyjne. - Ajent przygotowuje posiłki pod gusta dzieci, są świeże i smaczne - wylicza Ewa Jaśkowiec, dyrektorka SP nr 10 przy Blachnickiego. Jest tylko jedno "ale". Cena. Obiady zdrożały przeszło dwukrotnie, kosztują tu teraz 8,60 zł. Zmalała też liczba stołujących się dzieci - teraz obiady je tylko 70 z 300 uczniów.
Mniej dzieci zapisało się też na obiady w SP nr 62 przy Ćwikłowej. Obiad kosztował tu 4 zł, teraz - kiedy ajencję przejęły kucharki - kosztuje dwa razy tyle. - Nie mogłyśmy dać niższej ceny - tłumaczy Marta Malara, jedna z kucharek. - Boimy się więc, że spadną nasze dochody. Mamy żal do urzędników - kwituje.
Zbuntowany jezuita. Przed Natankiem był ksiądz Kiersztyn
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!