FLESZ - Nowe obostrzenia od 15 grudnia!

W zeszłym roku, gdy w Internecie pojawiło się zdjęcie Rajskiej 20 z pustymi półkami w środku, wiele osób z żalem komentowało, że odchodzi sklep ich dzieciństwa, coś się kończy. Teraz nie ma już ani sklepu, ani tych półek. "Znów straciliśmy kawałek dziedzictwa bezpowrotnie" - skomentowała w sieci pani Edyta.
Meble z tego rodzinnego sklepu prowadzonego przez kolejne pokolenia nie były wpisane do rejestru zabytków. Jednak były szczególne. Drewniane półki, wspinające się ku sufitowi i zwieńczone obrazkiem Matki Boskiej z Dzieciątkiem, stanowiły oryginalne wyposażenie sklepiku, sprzed ponad osiemdziesięciu lat.
Sam sklepik miał imponującą historię. W roku 1923 Honorata Łakomska otrzymała go od rodziców w wianie. Wcześniej pracowała w sklepie - jakim, o tym rodzinna tradycja milczy - w Rynku Głównym. Tam poznała przyszłego męża i poszli na swoje, na Rajską. Honorata Łakomska przepracowała w swoim sklepie ponad pięćdziesiąt lat, do 1978 roku. Później sklepik znalazł się w rękach jej córki, Zofii Biernat. Zresztą zawsze był rodzinną firmą, pracowały w nim także inne córki pierwszej właścicielki. W pewnym momencie matce zaczął pomagać syn Janusz, aby w 2001 roku, wraz z żoną Haliną, przejąć sklep. Na państwu Biernatach i roku 2020 kończy się historia "Warzywniaka" z Rajskiej, w którym można było kupić nie tylko jarzyny, owoce, kiszoną kapustę i ogórki, również pieczywo, powidła oraz wiązki drewna na podpałkę do pieców węglowych.
Sklepik zniknął wraz z remontem kamienicy, jeszcze nie wiadomo, co go zastąpi w tym lokalu. Jednak gdy były przy Rajskiej prowadzone prace, o wyposażenie sklepiku upomniała się Monika Bogdanowska, pełniące jeszcze wtedy funkcję wojewódzkiego konserwatora zabytków.
- Rozmawiałam z panem Wesołowskim, konserwatorem, który prowadził tam prace. I strasznie prosiłam, żeby tych mebli nie zniszczyć. Zapewniał mnie, że tak się nie stanie, że właściciel podchodzi do tego wyposażenia z pieczołowitością, tyle że nie ma pomysłu na nie, bo tego sklepu już nie będzie. Wtedy załatwiłam miejsce dla mebli - u pani Eli Graboś, która prowadzi prywatny skansen pod Niepołomicami. Ona się bardzo ucieszyła, a pan konserwator wysłał jej namiary - mówi nam Monika Bogdanowska.
Jak dodaje, niestety ostatecznie meble nie trafiły do skansenu. - Wielka szkoda. Stare, pięknie robione meble z aptek się zachowuje, natomiast taki zwykły warzywniak - podejrzewam, że może nigdzie w Polsce nie ma już historycznego wyposażenia z takiego sklepiku - komentuje Bogdanowska.
Co do tego, jak przepadło przekazanie regałów do skansenu, wersje są rozbieżne: Elżbiety Graboś i Marka Wesołowskiego, który zajmuje się remontem kamienicy, w której działał sklepik. Właścicielka skansenu relacjonuje, że na początku była mowa o tym, że meble zostaną jej przywiezione, potem okazało się, że sama musi zadbać o transport. Zamierzała to zrobić. - Pan Wesołowski obiecał, że przyśle wymiary mebli, ja grzecznie czekałam, pisałam też sms-y. A teraz się okazuje, że już tych mebli nie ma - opowiada nam Elżbieta Graboś.
Jedna z mieszkanek nawet usłyszała od pracowników z Rajskiej, że meble były w tragicznym stanie i nadawały się na śmietnik. Na pewno wiadomo tylko tyle, że w tym tygodniu zniknęły.
Marek Wesołowski zajmujący się remontem przy Rajskiej uspokaja, że tylko dolne partie mebli - a nie drewniane półki - trzeba było zutylizować. - To był napuchnięty paździerz. Te elementy, gdzie się wsypywało ziemniaki itp., po prostu rozpadały się w rękach - opowiada. Według wersji Marka Wesołowskiego to nie on zamilkł, tylko właścicielka skansenu nie pojawiła się po meble.
- Przez trzy miesiące czekałem na panią Graboś, która miała podjechać i sobie je zabrać. Nie było odzewu, a inwestor jednak wymagał, żebyśmy już zaczęli remont tych pomieszczeń w środku - powiedział nam Marek Wesołowski. Jak przekazał, w poniedziałek meble z Rajskiej zabrała osoba ze Śląska, do tamtejszego sklepu. Będą stanowiły jego wyposażenie. - Nie mogliśmy czekać w nieskończoność. Taka była decyzja właścicieli, którzy chcą wykończyć lokale i wynająć - dodał.
Elżbieta Graboś ostatecznie komentuje to, co stało się z meblami: - Ważne, że żyją i nie skończyły na śmietniku. Może znalazły dobre miejsce. Mam nadzieję, że to prawda.
Pewność co do zachowania wyposażenia sklepiku chcieliby mieć też mieszkańcy, którzy interesowali się jego losem. A zarazem kwitują ze smutkiem, że szkoda, iż nasze, krakowskie meble wyjechały na Śląsk.
- Czy pamiętasz te potrawy z PRL-u? Zupa „nic” i inne słodkie wspomnienia z dzieciństwa
- Kiełbasa swojska, pieczona szynka, wędzony boczek prosto od rolnika. Drogo?
- Wielka aukcja 44 aut odholowanych z ulic. Wiemy, ile zarobiło miasto
- Budowa trasy S7. Odcinek Widoma - Kraków zaczyna nabierać kształtów
- Najwięksi płatnicy podatku dochodowego w Krakowie. TOP 30 FIRM 2021