FLESZ - Znamy stawki za połączenia międzynarodowe

Sklepik-rezerwat, matecznik niegdysiejszego handlu. Kiedyś jeden z wielu małych sklepików, dzisiaj ostaniec, samotny relikt dawnych czasów - tak w "Dzienniku Polskim" pisaliśmy o niewielkim sklepiku przy ulicy Rajskiej. Mówi się o nim, że to zabytek. Ma bardzo bogatą i ciekawą historię.
Ostatnio w sieci pojawiło się zdjęcie tego sklepiku - w środku widać puste półki. Posypały się komentarze mieszkańców, którzy mają wiele wspomnień ze sklepem przy Rajskiej. "Sklep naszego dzieciństwa, zmienia się wszystko" - napisała Pani Edyta. Z kolei pani Małgorzata dopytuje: "Nie wierzę, to koniec?" Pan Tadeusz wspomina: "Oranżada o niezapomnianym smaku stała na dolnej półce zaraz po prawej".
Tomasz Daros, przewodniczący dzielnicy Stare Miasto, widział wpis ze zdjęciem pustego sklepu. - To bardzo charakterystyczne miejsce w naszej dzielnicy, sklepik z bogatą historią. Nie wiem, dlaczego jest zamknięty - powiedział nam przewodniczący Daros.
W roku 1923 Honorata Łakomska otrzymała sklepik od rodziców w wianie. Wcześniej pracowała w sklepie - jakim, o tym rodzinna tradycja milczy - nie byle gdzie, bo w Rynku Głównym. Tam poznała przyszłego męża i poszli na swoje, na Rajską.
XIX-wieczny Kraków, czyli stolica polskiej nędzy [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Honorata Łakomska przepracowała w swoim sklepie ponad pięćdziesiąt lat, do 1978 roku. Później sklepik znalazł się w rękach jej córki, Zofii Biernat. Zresztą sklep zawsze był rodzinną firmą, pracowały w nim także inne córki pierwszej właścicielki. W pewnym momencie matce zaczął pomagać syn Janusz, aby w 2001 roku, wraz z żoną Haliną, przejąć sklep.
"W sklepiku przy Rajskiej wiązki podpałkowe trwają. Kto je kupuje? Ci, którzy w kaflowych piecach nie zamontowali elektrycznego lub gazowego ogrzewania oraz posiadacze coraz modniejszych kominków; od drobnych, smolnych szczapek zapalają się w nich bierwiona...
Żeby było bardziej staroświecko, drewienka związane są słomianym powrósłem. Tak było od niepamiętnych czasów, powrósła złociły się w sklepikach, na chłopskich wozach i saniach, objeżdżających krakowskie ulice przy akompaniamencie przeraźliwego krzyku: "Dzieeewo, dzieeewo przeeedaję". Jeszcze żyje na wsi, gdzieś pod Sułkowicami, staruszek, który łupie pnie na drobne drewienka, skręca ze słomy powrósła, przygotowuje wiązki. I przestrzega, że gdy mu zabraknie sił, właściciele małego sklepiku przy ulicy Rajskiej, Halina i Janusz Biernatowie, nie znajdą nikogo do takiej roboty..." - pisaliśmy w 2009 roku.
Dla przechadzających się Rajską zamknięty sklepik, w którym unosi się duch dawnych czasów, to przykry widok. Dlaczego jest nieczynny? Tego nie wiadomo.