Rozpadające się schody przy ulicy Władysława Łuszczkiewicza są tematem dyskusji mieszkańców już od jesieni ubiegłego roku. Prowadzą nie tylko do pobliskich bloków, ale korzystają z nich również dzieci uczęszczające do położonego w pobliżu przedszkola.
Czytelnik zwrócił się do nas z prośbą o zainteresowanie się tą sprawą.
- Schody zagrodzono taśmą i myśleliśmy, że lada dzień je naprawią, czyli nałożą kilka szpachel cementu, kilka desek, przez noc wszystko zaschnie i rano będzie gotowe. Trwało to jednak w nieskończoność, ludzie zdążyli zerwać taśmę i dalej chodzili po zniszczonych schodach - opowiada Bartosz Dryja.
Schody zagrodzono więc solidnymi deskami. Zostały mocno zbite - tak, żeby mieszkańcy nie mogli z nimi nic zrobić i udrożnić przejścia. Zapytaliśmy Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu o to, kto odpowiada za remonty w tym rejonie. - Teren jest w użytkowaniu wieczystym spółdzielni. Nie jest zarządzany przez nas - mówi Michał Pyclik, rzecznik ZIKiT.
Okazuje się, że Spółdzielnia Prądnik Czerwony, do której należy wskazana ulica, nie ma w tym roku pieniędzy na naprawę. - Schody były w złym stanie technicznym i zostały wyłączone z użytkowania, ponieważ teraz nie mamy środków na remont. Taką decyzję podjęto dla bezpieczeństwa mieszkańców - mówi Marcin Steczek, kierownik działu technicznego w spółdzielni.
- Widocznie uważają, że bezpieczniejsze dla mieszkańców jest zagrodzenie deskami niż naprawa. To nie jest duża inwestycja, tym bardziej szokujące jest takie lekceważenie sprawy - komentuje Dryja. W spółdzielni trwa jednak debata nad możliwością naprawy schodów. Ostatnie rozmowy odbyły się w ubiegłym miesiącu. Nie doszło jednak do żadnych konkretnych ustaleń. A jeśli pieniądze na remont się nie znajdą, schody zostaną zlikwidowane.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!