Zegarek na turbodoładowaniu przemienia jednak nie tylko naszą perspektywę przyszłości i teraźniejszości. Zmienia się bowiem także nasze patrzenie na przeszłość. Podejrzewam, że wielu - zwłaszcza starszych Czytelników - może utyskiwać, że współczesna młodzież kompletnie nie kojarzy ani stanu wojennego, ani obrad Okrągłego Stołu, ani nawet wejścia Polski do NATO czy UE. Przecież większość z nas urodziła się po II wojnie światowej, a jednak wydarzenie to żyło w naszej pamięci za sprawą opowieści rodziców czy dziadków. Odnoszę jednak wrażenie, że dziś coraz częściej to, co wydarzyło się przed urodzeniem obecnych 20-latków, z ich punktu widzenia niewiele różni się od prehistorii. Tak, jakby najsłynniejsze „Habemus papam” zabrzmiało wtedy, kiedy po świecie biegały jeszcze dinozaury.
Błędem byłoby jednak utyskiwanie na współczesną młodzież. Czy i bowiem nam ta historia nie zaczęła uciekać? Kto z nas pamięta jeszcze o pandemii COVID-19? Czy czas całkowitego zamknięcia z wiosny 2020 roku nie wydaje nam się już trochę nierealną przeszłością? Albo katastrofa smoleńska – to prawda, że polska scena polityczna wciąż zdominowana jest przez Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska, nad którymi unosi się „smoleńska mgła”. Mam jednak wrażenie, że to już ostatnie chwile. Zresztą nie wydaje mi się, aby tragedia sprzed 13 lat żyła w rozmowach przy polskich stołach. W każdym razie niespecjalnie bym się zdziwił, gdyby dla moich studentów z rocznika 2003 hasło „Smoleńsk” powodowało jedynie reakcję w stylu „coś kojarzę”.
Nie chcę powiedzieć, że wszystkie wspomniane wyżej wydarzenia nie miały i nie mają na nas wpływu. Mają, nawet jeśli jest on nieuświadomiony. Zapewne temperatura wojny polsko-polskiej byłaby inna, gdyby nie wydarzenia z 2010 roku. Chodzi mi jedynie o to, że za sprawą zmian technologicznych i społecznych żyjemy dziś w radykalnie innej rzeczywistości, niż jeszcze dekadę temu i ta różnica jest większa niż kiedykolwiek wcześniej. Pomijam kwestię transformacji ustrojowej, bo to wydarzenie bardzo specyficzne, ale wydaje mi się, że choćby między 1970 a 1980 rokiem nie było takiej przepaści. Rozmawiałem ostatnio ze znajomą dziennikarką, z którą wspominaliśmy czas studiów doktoranckich z przełomu pierwszej i drugiej dekady XXI wieku. To, co nas uderzyło w tych wspomnieniach, to sposób, w jaki zmieniło się choćby postrzeganie kobiet w przestrzeni publicznej. Ale tych zmian jest znacznie więcej. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo nasze życie zmieniły smartfony, nasze „zewnętrzne mózgi”. Czy ktoś z nas martwi się jeszcze, jak dojechać w nieznane miejsce?
Nie wykluczam, że „moda” na historię powróci, tak jak wróciła kilkanaście lat temu z kulturową fascynacją Powstaniem Warszawskim czy Żołnierzami Wyklętymi. Tyle, że będzie to co najwyżej moda, która przyjdzie i przeminie. Musimy się jednak chyba przyzwyczaić, że skoro newsy żyją dziś kilka sekund, a kiedyś żyły nieraz tygodniami, to i historia najzwyczajniej w świecie nam ucieknie.
