Chodzi o program "Jeżdżę z głową", który od trzech lat wdrażany jest w gminie Kroś- cienko. Dotyczy dzieci ze szkół podstawowych z klas III-IV.
Przez pierwsze dwa lata program prowadziła szkoła działająca przy wyciągu na Stajkowej Górze. W tym roku zajęcia z dziećmi przejęła szkoła Pieniny 24, należąca do syna wójta Jana Dydy.
- Wybraliśmy tę szkołę, bo przedstawiła najlepszą cenę - mówi Agata Sobkowiak, kierowniczka Zespołu ds. Ekono- miczno-Administracyjnych Szkół, który jest jednostką organizacyjną Urzędu Gminy.
- W sumie tegoroczna edycja "Jeżdżę z głową" kosztowała 32 tys. zł, z czego gmina przekazała na to zadanie 10 tys. zł, 16 tys. dał Urząd Marszałkowski, a 6 tys. zł zapłacili rodzice. W zajęciach wzięło udział 60 dzieci.
Zespół ds. Ekonomiczno-Administracyjnych twierdzi, że wybrał szkołę Pieniny 24 po przeanalizowaniu innych ofert. A dokładnie - jednej.
Przed podpisaniem umowy urzędnicy rozesłali zapytania ofertowe tylko do dwóch szkół - tej należącej do syna wójta, oraz do szkoły przy wyciągu w Kluszkowcach.
- Pieniny 24 zaoferowały 80 zł za godzinę nauki dla 10-osobowej grupy, a ta druga szkoła 25 i 35 zł za godzinę, ale od osoby. A więc dużo drożej - argumentuje wybór kierowniczka. Na pytanie dlaczego jednak nie wysłała zapytania do większej liczby szkół, w tym do szkoły, która w poprzednich latach uczyła dzieci, Anna Sobkowiak odpowiada, że chcieli coś zmienić w ofercie dla dzieci.
Zmiana dla młodych narciarzy była niewielka, bo zajęcia i tak odbywały się na wyciągu Stajkowa, tyle że pieniądze zainkasował ktoś inny. Na dodatek większość, bo szkoła ze Stajkowej przed rokiem 10-osobową grupę szkoliła za 75 zł (obecnie było to 80 zł).
- Ja nie widzę w tym nic zdrożnego, że lekcje przeprowadziła szkoła należąca do mojego syna - mówi wójt Dyda. Wiedział, że syn stara się o zajęcia, ale nie zajmował się tym. Wszystkie procedury przeprowadził Zespół ds. Ekonomicz- no-Administracyjnych.
- Poza tym chciałem, żeby mogli zarobić instruktorzy z Krościenka, a to są ludzie, którzy się naprawdę znają na swojej robocie - opowiada wójt Dyda.
Dodaje, że jego syn zrobił dla dzieci nawet więcej niż zobowiązywała go do tego zawarta umowa.
- Zorganizował zawody i zapewnił nagrody dla dzieci. W sumie zarobił na tym niewiele pieniędzy - mówi wójt.
Według Artura Słowika, pracownika biura prawnego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie, wójt Krościenka nie złamał prawa.
- Jeśli przy wyborze oferty szkoły syna wójta urzędnicy zachowali obiektywizm, to uważam, że nie ma tu co mówić o złamaniu prawa. Urząd, ogłaszając konkurs czy przetarg, nie może pomijać ofert firm, które są prowadzone przez rodzinę wójta. To byłby absurd, bo wtedy rodzina wójta nie mogłaby funkcjonować w środowisku - uważa Artur Słowik. - Tyle jeśli chodzi o literę prawa. Gdyby jednak rozpatrywać to z etycznego punktu widzenia, to interpretacje mogą być różne. Wójt Dyda ma jednak dość spekulacji mieszkańców.
- Za rok będą namawiał syna, żeby jednak nie startował w tym konkursie - dodaje wójt. Informację o problemie jako pierwszy podał portal podhale24.pl.