https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krupówkom grozi katastrofa. Podmywa je podziemny potok

H. Kraczyńska, M.Paluch
fot. łukasz bobek
Powódź, która w ubiegłym tygodniu przewaliła się przez Zakopane, nie tylko podtopiła domy, lecz również zagroziła najsłynniejszemu deptakowi w Polsce. Potok Foluszowy, który płynie wzdłuż dolnej części Krupówek, wyskoczył z koryta i wyrwał na metr szeroką i trzy metry głęboką dziurę na tarasie pizzerii "Presto" w budynku należącym do żony burmistrza Zakopanego.

Co więcej, woda wypływając z koryta mogła poważnie naruszyć ziemię pod Krupówkami. Może się okazać, że całej ulicy grozi zapaść.

Zakopiańscy urzędnicy zadziałali błyskawicznie - magistrat w przyszłym tygodniu wpuszcza ekspertów pod ziemię, by zbadali, czy można nadal bezpiecznie chodzić po Krupówkach. Na razie
ta część deptaka nie będzie zamknięta.

Burmistrz Zakopanego jest bardzo przejęty perspektywą zapadnięcia się głównej ulicy miasta. Chodzi o odcinek ok. 50 metrów, między pizzerią a mostkiem przy przejściu pod Gubałówkę. - Woda zaczęła podmywać Krupówki. To może mieć daleko idące skutki - obawia się.

W magistracie zdecydowano, że w poniedziałek grupa ekspertów wejdzie do 40-metrowego kanału
i oceni, czy Krupówki mogą się zapaść czy nie. Sporządzenie ekspertyzy trwa od tygodnia
do miesiąca, jednak burmistrzowi zależy, by zrobić ją w ciągu siedmiu dni.

Jak doszło do katastrofy? Taras leżącej przy Krupówkach pizzerii zapadł się nagle w środę wieczorem, tuż obok stolika z gośćmi lokalu. Przez szeroką na metr dziurę widać rwący nurt.
- Na skutek powodzi potok na odcinku 8 metrów zmienił koryto - mówi Majcher.

Pod budynkiem mieści się 40-metrowy kanał, tzw przepust wody. Składa się w części z żelbetowej rury o przekroju 2 m oraz w pozostałej, węższej części, zbudowanej z kamieni spojonych zaprawą.
- To prawdopodobnie tam woda się spiętrzyła, a przepust się zatkał gałęziami naniesionymi przez powódź - mówi inż. Bronisław Bublik, szef wydziału lokalnego i inwestycji zakopiańskiego magistratu.

Według urzędników od czasów II wojny nikt tam nie wchodził i nie badał, w jakim stanie jest przepust.

Miejsce wypadku zabezpieczono, dziurę zabito dyktą. Wczoraj teren zbadał powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
- Na razie nie ma niebezpieczeństwa. O zagrożeniu deptaka powiemy, gdy będą wyniki badań
- mówi inspektor Jan Widera z PINB. Dziś wejdą tam robotnicy, którzy mają usunąć gałęzie i inne osady zatykające przepust.

Większość turystów nie ma pojęcia o katastrofie.
- Nie boimy się chodzić po Krupówkach, dziur jakoś nie widać - śmieje się Magdalena Wojdak
z Torunia. Nie boją się też kelnerzy w pizzerii.
- Teraz już nie, ale kiedy ziemia pod stolikiem nagle się zapadła, wyglądało to strasznie. Wkoło siedzieli goście... Mieliśmy szczęście, bo wcześniej wielokrotnie tamtędy przechodziliśmy - mówi jedna z kelnerek w "Presto".

Jak podkreśla inż. Bublik, na zagrożonym zapadliskiem terenie nie ma więcej budynków, a jedynie kostka i jezdnia oraz budka z lodami włoskimi.
- Ale tę łatwo przenieść - mówi Majcher, bo budka należy do jego syna. I właśnie sprzedawczynie
z lodziarni były wczoraj najbardziej zaniepokojone. - Mają nas przenosić? Ale gdzie? - pytała Sylwia. Przyznaje, że nie wiedziała o tym, że potok może zagrażać również deptakowi.

Burmistrz obiecuje, że w ciągu tygodnia sporządzony będzie też projekt remontu kamiennej części przepustu i załatane zostanie miejsce, gdzie potok zmienił koryto. Gmina wyłoży na to kasę z własnej kieszeni, bo jest zarządcą tego terenu. Na gruntowną przebudowę kanału burmistrz chce wydobyć pieniądze z funduszu powodziowego, którym dysponuje rząd. Na razie kosztów nie da się jeszcze oszacować.

Gdyby jednak się okazało, że Krupówki są zagrożone, będzie trzeba regulować potok na 50 metrach dolnych Krupówek.
- To wymaga rozkopania całej części ulicy i wielkich nakładów - mówi Majcher.

Jest jeszcze inna możliwość. - Móże okazać się, że woda, która podmywa deptak, nie wypływa
z wyrwy pod pizzerią, tylko z innego źródła, uaktywnionego przez powódź - mówi wiceburmistrz Zakopanego Wojciech Solik. Wtedy trzeba kopać w innym miejscu.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska