Pisma są krótkie, rzeczowe, opatrzone sygnaturami i pieczęciami, niektóre pisane odręcznie, inne na maszynie: doniesienie o popełnieniu przestępstwa, protokół przesłuchania obwinionej, prokuratorski wniosek z aktem oskarżenia, protokół rozprawy głównej w Krakowie, wyrok, sprawozdanie zarządu więzienia z wykonania kary.
Pierwsza na miejscu była policja w Chełmku, która powiadomiła sąd dnia 25 maja, że dzień wcześniej, o godzinie 5.00 rano Maria N. w drewutni, względnie w oddalonym od wsi domu Jana I. znalazła dziecko, jak napisano w doniesieniu: "około trzy tygodnie stare, płci żeńskiej zwinięte w brudną poduszkę bez poszewki i przykryte kawałkiem szmaty".
Marię N. zafrapowało to, że w przechodząc obok domu Jana I. usłyszała słaby krzyk. Wyczulona na takie odgłosy weszła do drewutni i znalazła całkiem bezwładne, sine i z powodu niemycia, brudne dziecko. Niemowlę nakarmiła mlekiem i o znalezisku zawiadomiła odpowiednie władze.
Pierwsze poszukiwania matki dziecka nie zakończyły się sukcesem, chociaż o porzucenie dziewczynki policja podejrzewała kobiety z ościennych gmin pogranicznych lub takie, które trudniły się przemytem. Znalezione dziecko urząd gminny w majestacie prawa oddał pod opiekę Marii N.
Jeszcze trwały procedury przejmowania opieki nad niemowlęciem, gdy policja po kilku dniach śledztwa wpadła na trop matki. Już 31 maja do urzędu powiatowego w Jaworznie skierowała pismo, z którego wynikało, że dziecko porzuciła Anna J., lat 26, nie karana bez majątku, służąca.
Przesłuchana podała, że dziecko z nieprawego łoża urodziła z początkiem maja. Potem z maleństwem przyjechała do siostry, do Jaworzna. Po kilku dniach siostra kazała jej opuścić dom więc ruszyła przed siebie i w Chełmku porzuciła dziecko w komórce. Do winy się przyznała. - Pozostawiłam dziecko, bo jestem chorowita i nie miałam środków do życia- tłumaczyła się na policji.
5 czerwca prokurator złożył w sądzie wniosek o ukaranie kobiety w postępowaniu uproszczonym zarzucając jej, że trzytygodniowe nieślubne dziecko porzuciła w drewutni niezamieszkałego domu, aby je, jak to określono w żargonie prawnym, narazić na niebezpieczeństwo utraty życia względnie, aby jego ocalenie pozostawić przypadkowi.
Podejrzana trafiła do aresztu, ale że źle się tam poczuła skierowano ją do przywięziennego szpitala w Krakowie.
Już 9 lipca odbyła się rozprawa główna. Oskarżona podtrzymała swoje wyjaśnienia ze śledztwa. Potwierdziła, że dziecko porzuciła w drodze do Oświęcimia, zresztą nocowała z dzieckiem w tej drewutni i tam je zostawiła z biedy.
Wróciła potem do siostry i przyznała się jej do karygodnego czynu. Sąd Okręgowy w Krakowie skazał kobietę na 4 miesiące więzienia. Nie przyjęto żadnych okoliczności obciążających, jako łagodzące uznano nienaganne dotąd życie oskarżonej i fakt, że ciężko chorowała. Już z końcem sierpnia została wypuszczona na wolność po odbyciu całości kary.
Dlaczego Anna J. nie zostawiła dziewczynki w tzw oknie życia prowadzonym przez siostry zakonne ? Bo nie mogła. Jej historia zapisana w sądowych aktach wydarzyła się naprawdę. Ale w 1920 roku.