Ona: pielęgniarka z zawodu, matka trójki synów, 46-latka, nie karana, ruda. On: z kryminalną rysą w życiorysie za jazdę po pijaku, też ojciec trójki dzieci, 53-latek, technik ekonomista z włosami przypruszonymi siwizną.
- Nie przyznajemy się do zabójstwa - oboje mówili zgodnie. Nie da się ukryć, że Renata N. miała w śledztwie chwilę słabości i częściowo potwierdziła, że jest winna. Potem tłumaczyła się, że co innego miała na myśli i męża nie zabiła.
W tej sprawie roiło się od kłamstw, półprawd, nieprawdziwych wersji i przeinaczeń. Dlatego oskarżonych i kilku świadków badano na wykrywaczu kłamstw i przesłuchiwano w obecności psychologa
Wyniki nie były jednoznaczne, dlatego sąd miał twardy orzech do zgryzienia, by ustalić co tak naprawdę się zdarzyło i kto jest winny.
Ostatecznie sąd przyjął, że tylko oskarżona Renata N. jest winna zabójstwa do którego doszło w 2006 r. i wymierzył kobiecie karę 12 lat więzienia. W czwartek ten wyrok utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny w Krakowie
SA odstąpił od wymierzenia kary mężczyźnie za utrudnianie śledztwa i ostatecznie Artur B. ma wyrok 2 lat więzienia za nieudzielenie pomocy umierającemu Tomaszowi N. Wyrok jest prawomocny