Gdy Adam Małysz zdobywał indywidualne medale mistrzostw świata, nawet nie mógł marzyć, by sięgnąć po krążek także w drużynie. Dziś jak przyznał w telewizyjnym wywiadzie, stresował się bardziej niż kiedykolwiek. - Denerwowałem się tak, że aż rozbolał mnie brzuch. Nawet przed żadnymi zawodami nie miałem takiego “nerwa” - przyznał Małysz, który przez wiele lat tworzył podwaliny pod największy drużynowy sukces w historii polskich skoków narciarskich. A jego autorami stali się w sobotę podopieczni Stefana Horngachera – Kamil Stoch, Piotr Żyła, Maciej Kot i Dawid Kubacki.
Piotr Żyła MEMY Brązowy medal Piotra Żyły zaskoczył internau...
Przed konkursem drużynowym mistrzostw świata w Lahti jakikolwiek inny wynik niż złoty medal Polaków byłby przyjęty z conajmniej lekkim rozczarowaniem. W końcu kiedy mogliśmy liczyć na taki sukces jak nie w sezonie, w którym biało-czerwoni prowadzą w klasyfikacjach Pucharu Świata, Pucharu Narodów, a wcześniej zdominowali Turniej Czterech Skoczni. Presja była duża, ale polscy skoczkowie nie mieli z nią najmniejszych problemów. Potwierdzili swoją znakomitą formę i nie dali rywalom szans na nawiązanie rywalizacji.
Wszystko rozpoczęło się od Żyły, który w pierwszej kolejce skoczył 130,5 m i dał naszej drużynie prowadzenie. Jak się okazało, biało-czerwoni już go nie wypuścili. Kolejne skoki? Kubacki – 129 m, Kot i Stoch – po 130,5m. Niemcy, Austriacy i Norwegowie mogli tylko z zazdrością patrzeć na równe, dalekie skoki Polaków. I liczyć ich rosnącą z każdą rundą przewagę.
Jedynym przeciwnikiem, który lekko dał się we znaki Polakom był… wiatr. Wiejący bardzo lekko w pierwszej serii przybrał na sile na początku drugiej, utrudniając skok Żyle. Brązowy medalista z czwartku uzyskał 123 metry, a skaczący wcześniej Markus Eisenbichler aż 130,5 m. Przewaga biało-czerwonych stopniała więc do zaledwie 6,5 punktu, ale to było wszystko, na co pozwolili rywalom Polacy w sobotni wieczór.
Gdy solidne skoki oddali Kubacki i Kot było już jasne, że tylko kataklizm w ostatniej kolejce mógłby odebrać Polakom złoty medal. Formalności dopełnił Stoch, który uzyskał 124,5 m i przypieczętował mistrzostwo świata – o 25,7 punktu nad drugą Norwegią. To był nokaut!
Na skoczni w Lahti nie brakowało skoków na bardzo wysokim poziomie (Johann Andre Forfang pobił rekord skoczni – 138m, kapitalnie spisywał się Stefan Kraft), ale żadna z pozostałych reprezentacji nie potrafiła oddać 8 solidnych i równych skoków. U srebrnych medalistów, Norwegów, zawalił Anders Fannemel (112,5m), zaś u brązowych Austriaków krócej w drugiej serii skakali Michael Hayboeck czy Manuel Fettner. Największymi przegranymi soboty zostali Niemcy, którzy przegrali medal aż o 16 punktów.
To jednak nie problemy Horngachera i jego zawodników, którzy od początku sezonu utrzymują znakomitą formę. Dzięki nim Polska sięgnęła po jubileuszowy, 10. medal w historii występów na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym.
W sobotę wieczorem na rynku w Lahti Polacy odbiorą złote medale, po czym mogą rozpocząć świętowanie. Nie będzie ono zbyt długie – przed nami jeszcze aż 9 konkursów Pucharu Świata i walka Stocha z Kraftem o końcowy triumf w cyklu. Ale bez względu na ostateczne rezultaty w Planicy, jednego możemy być pewni – to jest najlepszy sezon w dziejach polskich skoków. I mamy drużynę, z której możemy być dumni!