Wyobrażam sobie, że ojciec Jan Grande, gdyby żył (a zmarł trzy lata temu; piszemy o nim w Magazynie) poradziłby mi tak: zamiast tabletek z potasem jeść pomidory, zamiast tych z bakteriami kwasu mlekowego pić kefir, zamiast łykać ekstrakt z szałwii - zaparzyć jej liście. A znerwicowane serce leczyć co rano uspokajającym spacerem po lesie (co od razu załatwi też sprawę z witaminą D, bo syntetyzuje się ona, kiedy wystawiamy skórę na słońce) i wyciszającą modlitwą.
W naszym tekście przybliżamy fenomen zakonnego zielarza, którego porady cenią miliony Polaków. Fenomenu zastanawiającego tym bardziej, że badania nie pozostawiają wątpliwości: żyjemy w kraju lekomanów.
Przeciętny Polak łyka cztery tabletki dziennie, a po same leki przeciwbólowe sięga siedem razy w miesiącu. Co dwudziesty z nas robi to „na zapas”, zanim w ogóle pojawi się ból. W aptekach - jeśli mówimy o Europie - więcej pieniędzy od nas zostawiają tylko Francuzi. Nadużywamy też antybiotyków, sięgając po nie ledwo zaboli nas gardło. - Infekcje lepiej leczyć miksturą z cebuli, czosnku i miodu - radzi ojciec Grande.
Tak samo radziły zresztą nasze prababcie, żyjące w czasach, gdy ludzkość nie znała penicyliny (jej synteza z pleśni była jednym z największych osiągnięć medycyny). Myślę, że właśnie w tym powrocie do tradycji tkwi sukces bonifratra i jego książek. Jesteśmy już zmęczeni chemią.
I dobrze: jeśli mamy czas i serce, by - zamiast połykać suplementy - parzyć zioła i bilansować dietę tak, żeby nie zabrakło w niej witamin, będziemy zdrowsi. Ale pamiętajmy, że jeśli zachorujemy już na poważnie, na same zioła lepiej nie liczyć. Wtedy bez chemii się nie obejdzie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?