Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Libiąż. Mówił, że ją kocha, a zabić próbował z zazdrości. Pociął całą twarz Anny

Magdalena Balicka
Magdalena Balicka
Mateusz M. za próbę zabójstwa byłej żony za kratami spędzi 9 lat. Potem chce wrócić do niej. Kobieta próbuje zapomnieć o koszmarze, jaki zgotował ojciec jej dzieci. Blizny zostaną...

Anna M. przykuwała wzrok wielu mężczyzn, głównie przez swą piękną twarz. Szczupła, wysoka kobieta może się podobać. Pewnie dlatego Mateusz zakochał się w niej. On twierdzi, że to była miłość jak z bajki, od pierwszego wejrzenia. Potem ślub w 2008 r., dwoje dzieci, sielanka. Anna inaczej widzi ich związek.

To nie była sielanka

- Tydzień przed ślubem dowiedziałam się, że Mateusz mnie zdradza, i to nie z jedną kobietą, a wieloma - wyznaje. Gdy była w ciąży z pierworodnym Krystianem, łudziła się, że im się poukłada. - Starałam się nie dopuszczać do siebie myśli, że nadal sypia z innymi - wyznaje zawstydzona. Gdy dwa lata później miała przyjść na świat Blanka, powiedziała: basta.

- Nawet nie próbował się wypierać, że są inne - wspomina Anna. Twierdził, że to go rozluźnia, sprawia, że czuje się atrakcyjniejszy.

Gdy po porodzie pojawiły się komplikacje i Anna musiała zostać dłużej w szpitalu, Mateusz zniknął na kilka miesięcy, zostawiając syna pod opieką ojca Anny. Nie wzruszyła go nawet śmierć teściowej. - Uciekł, uznając, że nie będzie opiekował się „bachorami” - opowiada kobieta.

Wtedy Anna wniosła sprawę o rozwód. Orzeczono go z winy Mateusza. Po rozstaniu relacje pary były w miarę poprawne. To się zaczęło zmieniać w 2013 roku, gdy Anna złożyła wniosek o podniesienie alimentów.

Potem spotkała się na kolacji z Mateuszem w lokalu w Chrzanowie, by omówić zasady kontaktu z dwójką dziećmi. Tym bardziej że Mateusz zaglądał do niej do domu, kiedy chciał, bez uprzedzenia, a ona zaczęła się spotykać z innym mężczyzną i nie chciała, by na tym tle doszło do konfliktów.

Mateusz, z zawodu ochroniarz, zaczął straszyć byłą żonę i jednocześnie przejawiał chorobliwą zazdrość. Zwłaszcza gdy oglądał jej zdjęcia na portalach internetowych. Jego zdaniem widać na nich było, że Anna ubiera się zbyt wyzywająco. Przed sądem opowiadał też, że miał sygnały, że chodzi po mieście w bluzce z dekoltem i krótkiej spódnicy.

Po kolacji w Chrzanowie przez moment był przekonany, że jest szansa na odnowienie bliższych relacji z Anną. Uważał, że było romantycznie. Zaczął ją śledzić.

- Podjeżdżałem pod jej okna i patrzyłem na Annę, gdy układała dzieci do snu - powie potem na sali sądowej. Widział też, że siadała na kolanach nowego mężczyzny i że okazywali sobie czułość. Ten widok był dla niego trudny do zniesienia. Wybuch agresji nastąpił 14 lutego 2014 r., w Walentynki, gdy wiele par świętuje dzień zakochanych.

Ciął tak, aby ją zabić

Dla Anny ta data to wspomnienie koszmaru. Po południu była u lekarza w Miejskim Centrum Medycznym w Libiążu. Gdy wyszła z budynku, poczuła uderzenie w tył głowy. Ktoś szarpnął ją za włosy i wtedy zobaczyła nad sobą twarz byłego męża.

- Zabiję cię, suko, a nikt cię nie dotknie - usłyszała. Zaczęła się bronić.

- Instynktownie chroniłam ręką gardło. Wiedziałam, że chce je poderżnąć - opowiada ze łzami w oczach. Nie wie, jak długo trwała walka. - Bił mnie jak opętany, poniewierał po ziemi - relacjonuje.

Poczuła, że ostrze noża rani ją w ramię i że Mateusz przewraca ją na ziemię i znowu usiłuje ciąć po szyi. Najpierw przejechał Annie po twarzy tępą stroną ostrza, ale potem przekręcił nóż i dwa razy przeciął skórę. Raz na wysokości nosa, drugi raz niżej. Kolejny raz chciał zadać ciosy już w szyję. Nie zdążył uderzyć. - Sąsiad, który majstrował coś w samochodzie zaparkowanym niedaleko bloku, usłyszał moje krzyki. Za nim podbiegł drugi. Wspólnie odciągnęli Mateusza - opowiada Anna. Mężczyźni zalaną krwią kobietę zaprowadzili do przychodni, z której wracała. Były mąż w tym czasie uciekł.

- Nie chciałem zabić. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć, co się stało tamtego dnia - opowiadał potem. Mówi, że zachował się tak z powodu depresji i leków psychotropowych, które wtedy zażywał bez kontroli lekarza. Deklarował, że ciągle żywi głębokie uczucie do Anny. - Ja obecnie uważam, że w żonie za bardzo się zakochałem, za mocno ją kochałem i teraz też kocham - twierdził 34-latek.

W sądzie przypomniał, że mają z Anną ślub kościelny. - I tylko z tobą będę, głuptasie - wyrwało mu się na rozprawie. Znacząco patrzył wtedy w stronę byłej żony.

Strach jeszcze pozostał

Anna już na rozprawie nie kryła obaw, że boi się zwłaszcza sytuacji, gdy Mateusz wyjdzie na wolność i zobaczy ją z nowym partnerem. Ciągle leczy się z traumy, bo stwierdzono u niej PTSD, czy zespół stresu pourazowego. Ma zalecenie, by nie unikać kontaktu z ludźmi.

Najbardziej boi się jednak o swe dzieci.

- Krystian ma już 7 lat, ale nadal nie może dojść do siebie po tamtym zdarzeniu. Jeździmy regularnie do psychologa - mówi Anna.

Nigdy nie zapomni krzyku swych pociech, gdy zakrwawiona wróciła tamtego dnia do domu.

- Blanka nigdy wcześniej tak nie płakała. Bała się mnie przytulić. - Anna płacze na samo wspomnienie. Przez pierwsze tygodnie dzieci wpadały w histerię, gdy miałam pójść na zakupy do osiedlowego sklepiku. - Krzyczały, bym nie wychodziła, bo już nie wrócę - ociera kapiące łzy.

Choć jej aktualny partner bardzo ją wspiera, jej samej trudno zaakceptować swój wygląd.

- Blizny na twarzy, choć bledsze, nigdy nie znikną. Nie mam czucia w policzku i w wardze - wyznaje ze smutkiem. Biegli wypowiedzieli się, że Anna doznała trwałego kalectwa. Po zdarzeniu założono jej 38 szwów.

- Dzieci najadły się wstydu nawet w przedszkolu. Rówieśnicy wyśmiewali się z nich, że mają matkę straszadło - mówi. Rany bardzo długo się goiły.

Krakowski sąd nie uwierzył, że były mąż chciał tylko zranić Annę i był przez nią prowokowany. Nie zgodził się też z jego tłumaczeniami, że działał pod wpływem leków lub w afekcie z uwagi na ciągły stres. Mateusz M. usłyszał już prawomocny wyrok 9 lat więzienia za próbę zabójstwa byłej żony i ma nakaz zapłaty 75 tys. zł zadośćuczynienia za wyrządzoną jej krzywdę.

Anna ma żal nie tylko do Mateusza, ale też do jego matki. - Po napadzie odwiedziła wszystkich sąsiadów w bloku, sprzedawców w osiedlowych sklepikach. Wszystkim wmawiała, że chcę przyskrzynić jej syna z zemsty, że mnie zostawił - relacjonuje. Nie odwiedziła swych wnuków ani razu. - Powiedziała, że skoro ja zniszczyłam jej syna, to sama powinnam teraz uważać na mojego - znów zalewa się łzami.

Chce mieć normalne życie

Anna przeżyła prawdziwy horror, ale stara się normalnie żyć. Mieszka w ciasnym „M”, które dostała od ojca z dwójką swoich dzieci i siostrą, która pomaga jej je wychowywać. Niedawno znalazła pracę. Na razie jest na stażu, ale liczy, że po nowym roku dostanie pierwszą umowę. - Cieszę się z każdego wschodu słońca, z każdego uśmiechu dzieci - wyznaje. Marzy, że kiedyś założy nową rodzinę. Jej dzieci zaakceptowały nowego partnera. Boi się tylko, że za dziewięć lat będzie musiała wyprowadzić się z Libiąża i uciekać przed swym oprawcą, który opuści wtedy więzienie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska