- Dobrze się Panu jechało od startu do mety i zaowocowało to pięknym wynikiem.
- Tak, ustaliliśmy z moim kolegą z grupy Maćkiem Paterskim, że najlepszym rozwiązaniem będzie narzucenie ostrego tempa od startu. My sobie jechaliśmy mocno z przodu, a rywale będący z tyłu, musieli finiszować i bronić się przed odpadnięciem z wyścigu. Taka była więc taktyka. Gdy konkurenci zaczęli nas napierać, a zostało ich bardzo mało, postanowiłem zaatakować. Wyprzedziłem nieco czołówkę i tylko wykończyłem finiszem z Pawłem Bernasem. Udało mi się wjechać pierwszemu na „kreskę”.
- To kryterium to specyficzna walka – bez przerwy są zakręty, w pięknej scenerii Rynku Głównego w Krakowie.
- Na prologach przed dużymi wyścigami etapowymi jest sporo widzów, a dla nas kolarzy to nie jest częsty widok.
- Jakie ma Pan wrażenia z tego kryterium, bo ono różni się od innych rozgrywanych w Polsce.
- Najbardziej mi się podobało ze wszystkich, jakie dotąd jechałem. W tym roku już trochę powygrywałem, to mój trzeci wygrany prolog. Tak więc mam kolejne cenne trofeum.
- Regulamin tego wyścigu jest dość specyficzny – najpierw wyścig eliminacyjny, a potem finałowy, o wygraną. Odpowiada to Panu?
- Tak, potwierdzam, to bardzo specyficzny wyścig, ale prologi mają różne regulaminy. Różnie bywa, nie zawsze jest tak samo.
- Liczy Pan na dobre miejsce w klasyfikacji generalnej, czy raczej spodziewa się Pan tego, że trzeba będzie oddać koszulkę lidera. Może koledze z grupy – Maciejowi Paterskiemu?
- Koszulkę raczej oddam, bo jestem raczej szybkim zawodnikiem, a nie góralem. Mam nadzieję że Maćkowi, albo innemu koledze z mojej ekipy.
- Prawdziwe ściganie zacznie się w piątek już na trasie Małopolskiego Wyścigu Górskiego.
- Tak, w Rynku Głównym to był tylko taki mały przedsmak tego, co nas czeka podczas trzech dni ścigania.
- Na ostatnim etapie jest podobno piekielny podjazd na Pitoniówkę…
- Być może, nie słyszałem o tym, nie znam trasy, tych terenów.
Autor: Jacek Żukowski