Łukasz Burliga zapadł się pod ziemię. Piłkarz Jagiellonii przeżywa problemy osobiste - grzmiał wczoraj „Przegląd Sportowy”.
Rewelacje dziennika podchwyciło wiele ogólnopolskich portali. Temat był głośny, bo „PS” sugerował, że z zawodnikiem nie ma kontaktu, nie zjawiał się na treningach, a w jego poszukiwaniach brali udział nawet koledzy z drużyny. Pojawiły się spekulacje, że piłkarz, który grając jeszcze w Wiśle Kraków miał problemy z hazardem, ukrywa się przed wierzycielami.
I ponoć właśnie te zawirowania, a nie kontuzja biodra, były przyczyną nieobecności prawego obrońcy żółto-czerwonych podczas ostatniego meczu ligowego w Gdyni z Arką.
My nie mieliśmy wczoraj problemów z odnalezieniem jagiellończyka i rozmawialiśmy z nim telefonicznie.
- No przecież odebrałem telefon, więc raczej nie zaginąłem i nie zapadłem się pod ziemię - mówi Burliga. - Nie chcę komentować tych doniesień. Powiem tylko, że w niedzielę uczestniczyłem jako przedstawiciel drużyny w urodzinach klubu Magic Gym w Białymstoku - dorzuca.
Rzeczywiście, w internecie można odnaleźć zdjęcia z niedzielnych urodzin siłowni i są na nich widoczni piłkarze Jagi - Burliga i Marek Wasiluk.
- Według mojej wiedzy, Łukasz leczył ostatnio kontuzję biodra i dlatego nie pojechał do Gdyni z resztą drużyny. Nie dotarły do mnie żadne wiadomości, że zaginął. No, ale skoro autor artykułu wie lepiej, to trudno - zaznacza prezes Jagiellonii Cezary Kulesza. - Nie będę przecież prostować każdej medialnej rewelacji, czy każdej plotki. Jeśli ktoś nie chce opierać się na faktach, to już nie jest moja wina - dorzuca.
Dlatego też białostocki klub nie wydał wczoraj żadnego oświadczenia w tej sprawie.
Sam piłkarz od poniedziałku trenuje z zespołem i przygotowuje się do kolejnego meczu ligowego żółto-czerwonych, którzy w niedzielę podejmą Zagłębie Lubin.