- Czy długo trzeba było pana namawiać do pracy z Sołą Oświęcim, która po porażce w Świdniku z Avią spadła na dno tabeli grupy południowo-wschodniej III ligi piłkarskiej?
- Problemy są po to, żeby je rozwiązywać. Żona zawsze mi powtarza, żeby iść z prądem rzeki, więc idę. Do każdej pracy podchodzę z pełnym zaangażowaniem i tego samego oczekuję od zawodników. Na pierwszym spotkaniu powiedziałem im, że musimy tworzyć kolektyw, a nawet jedną wielką sportową rodzinę, a nie grupkę ludzi, która myśli o tym, żeby tylko zaliczyć trening.
- Ma pan za sobą bogatą przeszłość na boisku, ale to dopiero początek trenerskiej drogi. Czy praca w Sole jest wyzwaniem?
- Skoro każdy zawodnik stara się piąć w piłkarskiej hierarchii, to podobnie jest w przypadku trenerów. W swojej pierwszej seniorskiej pracy trenowałem czwartoligową Watrę Białka Tatrzańska, więc przyszła pora na zrobienie kolejnego kroku. Będąc jeszcze piłkarzem, zawsze myślałem o tym, żeby po zakończeniu przygody na boisku zostać trenerem. Różnica pomiędzy pracą trenerską a zawodniczą jest taka, że teraz o futbolu myślę przez cały dzień, a - będąc zawodnikiem - skupiałem się na nim przez pięć godzin. Futbol był jednak zawsze tym, co kocham i to on wyznaczał mi kierunek w życiu.
- Czy można powiedzieć, że jest pan trenerem ze szczęśliwą ręką? Wiosną Watrę też wyciągnął pan z dołu tabeli grupy wschodniej IV ligi.
- Nie chcę się bawić w jakieś „szufladkowanie”. Każda sytuacja jest inna, ma swoją specyfikę i trudno ją porównywać. Nie chcę też deklarować, czy lepiej prowadzić tzw. samograja, pełnego doświadczonych zawodników, czy młodą drużynę, narzucającą wiele ekstremalnych sytuacji. Jeśli chodzi o Watrę, to tam chłopcy potrafili też dorzucić charakter, jak to górale, ale – z tego co wiem – w Sole też są charakterni zawodnicy.
- Poprzedni trenerzy na początku swojej pracy w Sole podkreślali, że młody skład może być atutem, ale z czasem zwracali uwagę, że jednak błędy młodości są na trzecioligowym podwórku decydujące, bo rywale bezlitośnie je wykorzystują.
- Przychodząc do Soły przeżyłem małe deja vu ze swojej piłkarskiej przygody z czasów występów w Ruchu Chorzów. Pamiętam, że - jak Ślązacy byli zamknięci w sobie - wyniki były różne, ale jak zaczęli się otwierać na krakowskich zawodników, udało się stworzyć bardzo ciekawą przenikającą się mieszankę stylów śląskiego i krakowskiego. Pewnie, że obecnie te granice powoli się zacierają, ale jednak są trenerzy, którzy kultywują stare tradycje. Mówię o tym dlatego, że w Sole też są zawodnicy z Krakowa i ze Śląska, więc – mam nadzieję – że właśnie w Oświęcimiu, położonym na granicy dwóch województw, stworzymy taką mieszankę, która potrafi zaskoczyć rywali.
- Przed Sołą trzy ważne mecze z przeciwnikami, z którymi można, a w zasadzie powinno się szukać punktów.
- Nie zamierzam zbytnio wybiegać w przyszłość, bo dalekim analizowaniem tabeli można wprowadzić presję wyniku, a tego chciałbym uniknąć. Na początek skupiamy się tylko na wyjazdowej potyczce przeciwko Wiśle Sandomierz. Jak skończymy tamto spotkanie, zaczniemy dopiero myśleć o potyczce na własnym boisku przeciwko Spartakusowi Daleszyce.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ: