Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mają kochać, i uczyć... Dziś Dzień Babci

Redakcja
Rodzice idą do pracy, a babcia dogląda dziecka. Wypełnia stronę uczuciową - mówi Maria Rydlowa w Dniu Babci
Rodzice idą do pracy, a babcia dogląda dziecka. Wypełnia stronę uczuciową - mówi Maria Rydlowa w Dniu Babci Michał Sikora
Z Marią Rydlową o babcinych powinnościach w czasach "Wesela" Wyspiańskiego i dziś rozmawia Piotr Rąpalski.

DZIEŃ BABCI I DZIADKA: ZŁÓŻ ŻYCZENIA, WYŚLIJ KARTKĘ!

Pani to taka babcia, co wyszła za wnuka za mąż?
(śmiech) I to za wnuka Lucjana Rydla. Cenię bardzo rodzinę męża i własną. Kiedyś to zakładano duże familie.

A teraz?
Wielkie rodziny upadają. A przecież to pierwsza społeczność, gdzie wychowuje się dziecko. Przedszkole tego nie zastąpi. W rodzinie mamy oparcie. Babki i dziadkowie pod jednym dachem to bogactwo.

Wkurza Panią, że teraz modne te single i singielki?
Nie uznaję słowa "wkurza". Człowiek powinien żenić się czy wychodzić za mąż za młodu, bo później coraz trudniej. Jak w "Weselu" Wyspiańskiego. Zakocha się, to powinien wskoczyć jak w studnię (śmiech), dzieci mieć, duże mieszkanie i żyć z dziadkami. Rodzice idą do pracy, a babcia dogląda dziecka. Jej rola to wypełnić stronę uczuciową. Mnie tak wychowano. Babcia uczyła mnie patrzeć na świat. Pamiętam długie wieczory, opowieści o duchach i strachach. Oswajała mnie z tym. Urodziłam się w 1924 roku. Matka pracowała ciężko w polu. Babcia była tą od kochania, głaskania.

I uczyła kochać Polskę?
Oczywiście. Wtedy to było świeżo odrodzone państwo polskie. To nie był żaden nacjonalizm, jak się mówi. Cieszyliśmy się wolną Polską. Uczyliśmy się historii, czerpaliśmy z niej rozum polityczny. Wiedzę o wadach i zaletach Polaków. O wspaniałych powstaniach, gdzie szło się bić za ojczyznę. Za naszą i waszą wolność. Dziś wielu VIP-ów tego nie rozumie.

Pani już jako dziecko rozumiała więcej niż oni?
Oni to powinni rozumieć. Też kiedyś stanęli do walki, ale już zrzucili odpowiedzialność.

Pani też nie miała łatwo wychowując dzieci w PRL-u.
Czasy były trudne. Mąż pracował w Nowej Hucie jako geodeta. Ja w Wydawnictwie Literackim. Mieliśmy jednak szczęście do opiekunki. Była to pani Wolska. Hrabina.

O!
Pan się dziwi. Sowieci jak weszli, wyrzucili ją z majątku. Przeniosła się do małego miasteczka. Uczyła francuskiego. Jej byli parobkowie jej pomagali. Była wspaniałym człowiekiem. Pełna pokory, zdała się na los. Wiele się od niej nauczyłam życia. Pomimo tego, co ją spotkało, nigdy nie zeszła poniżej poziomu.

Teraz Pani sama jest babcią, i to sporej gromadki...
Mam córkę, Katarzynę Rydel-Johnston. Wyszła za Anglika. Mieszka w USA. Wnuki Anię i Piotra, które mieszkają w Krakowie. Wnuczka Helena studiuje w USA. Ze strony syna Jana, profesora historii, mam wnuczkę Magdalenę, która studiuje na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jej matka jest Niemką, ale ku mojej satysfakcji wnuczka, choć mogła studiować w Monachium, wybrała Polskę.

A czemu reszta wnuków nie uciekła do USA?
Wszystkie dzieci ze strony córki były w Stanach. Nigdy tam się jednak nie zakorzeniły. Wnuczka Ania kończyła tam szkołę podstawową i ma podpis Clintona na świadectwie. Polskie dzieci są zdolne, a poziom nauki w Stanach nie tak wysoki jak u nas. Później przyjechała do Polski i nie chciała już wracać do Stanów. Piotr skończył studia w Waszyngtonie i też wrócił.

A prawnuki?
Mam najpiękniejszego prawnuka na świecie. To syn Ani, Hugo. Ma prawie 7 lat. Chodzi do zerówki. Sam nauczył się czytać, rysuje, gra na skrzypcach. Dowcipny i otwarty.

Jakie bajki Pani wnukom opowiadała?
Nie chciały bajek słuchać. Opowiadałam o historii, rodzinie, Polsce. Bawić to się chciały tylko garnkami lub wagą. Ważyli wszystko, ale przy tym się uczyli. Dziś dzieci mają pełno durnych zabawek. No, może te klocki lego rozwijają.

A jak Pani wspomina dzieciństwo?

Miałam siostrę i dwóch braci. Ojciec stawiał wysoką poprzeczkę jeśli chodzi o naukę. Cała czwórka skończyła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Często chodziliśmy na piechotę z Bronowic na Wawel. To była najlepsza nauka historii. Pamiętam parady wojska na Błoniach. Pędzących ułanów. Później okupacja. Szok. Wychowali nas, że Polska guzika nie odda. Cieszyliśmy się na wojnę z Niemcami, że Berlin będziemy zajmować. Uciekaliśmy za Proszowice, po drodze bombardowały nas samoloty. To była zbrodnia. A okupacja jak okupacja. Wielka bieda. Później skończyłam szkołę, pracowałam w sklepie niemieckim. A najszczęśliwszy dzień w moim życiu, kiedy złożyłam przysięgę w Armii Krajowej. Za okupacji poznałam Rydlów. Weszłam w towarzystwo i nauczyłam się grać w brydża (śmiech).

Jak będzie Pani świętować Dzień Babci?

Na pewno będzie telefon ze Stanów. Wnuk, który mieszka niedaleko, codziennie gdy wraca z pracy, dzwoni i pyta "Babciu, co potrzebujesz oprócz gazet?" To rytuał. Bardziej to cenię niż zastępowanie uczuć celebrą!

Rozmawiał Piotr Rąpalski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska