Ten pierwszy, urodzony w Oświęcimiu zawodnik, mieszka w Pisarzowicach niedaleko Kęt, a w Sokole Kęty jeździł przez 5 sezonów (lata 1995 - 2000).
Zajmując trzecie miejsce na niedzielnym etapie kończącym się na Galibier, Niemiec nawiązał do pięknych kart, jakie w wyścigu zapisali Polacy. Na etapach triumfował tylko Lech Piasecki (lata 1986 - 89), drugi był Bartosz Huzarski (2012), trzeci zaś Piasecki, Czesław Lang, Joachim Halupczok, Zbigniew Spruch czy Michał Gołaś (przed rokiem).
- Etap był ciężki z uwagi na niską temperaturę - mówi Przemysław Niemiec. - Sypał też śnieg. Przydał mi się więc dzień odpoczynku. Trzeba zregenerować siły, bo czeka nas bardzo trudny tydzień.
Niemiec jest wysoko w klasyfikacji generalnej, ale nie ma wolnej ręki, jeśli chodzi o walkę o miejsce w czołówce. Musi wspierać lidera swej grupy - Michele Scarponiego. Czy możliwa jest zmiana ról, gdy Włoch będzie miał np. słabszy dzień, a Polak będzie czuł się dobrze? - Nie wiem, o to trzeba byłoby zapytać szefostwo mojej grupy - mówi Niemiec. - Na razie nic takiego nie bierzemy pod uwagę. Mam pomagać Scarponiemu, jestem w pracy i chcę wywiązać się jak najlepiej z powierzonej mi roli.
Niemiec to już doświadczony kolarz, ma 33 lata, trzeci sezon jeździ w Lampre. To dla niego 3. występ w Giro. - Nigdy wcześniej nie jechało mi się tak dobrze - opowiada. - Cały czas koncentruję się na tym, by jechać z jak największą korzyścią dla lidera.
Najtrudniejsze etapy będą pod koniec tygodnia. W piątek kolarzy czeka jazda z Treviso do Val di Fiemme (197 km) z podjazdami na Passo Manghen (2047 m), Passo Pampeago Reiterjoch (2206 m) i finałowym na 1740 m. Dzień później zaś przejazd z Val di Sole do Passo dello Stelvio (28 km) z podjazdami pod Mortirolo (1718 m) i finałowym na 2757 metrów. A wszystko zakończy niedzielna "czasówka" w Mediolanie (31 km).
Dwóch Polaków w pierwszej dziesiątce jednego z największych wyścigów świata to rzecz bez precedensu.
- Znamy się z Rafałem bardzo dobrze, ale o pomaganiu sobie nie ma mowy - mówi Niemiec. - Jeździmy w różnych teamach, rozmawiamy, ale nie współpracujemy. Każdy z nas ma inne zadania.
Jeśli Scarponi zajmie wysokie miejsce, splendor spadnie też na jego głównego pomocnika, Niemca. Majka zaś może jechać na własny rachunek.
Niemiec jest mocny, w lipcu ma zamiar wystartować w Tour de France. Może po dobrej jeździe w Italii szefostwo grupy da mu wreszcie wolną rękę?
Jeszcze będę się chciał pokazać w tym wyścigu
Z Rafałem Majką, pochodzącym z Zegartowic kolarzem grupy Saxo-Tinkoff, rozmawia Jacek Żukowski
Zajął Pan na ostatnim etapie Giro d'Italia 4. miejsce, w klasyfikacji generalnej jest Pan teraz ósmy. Nieźle sobie Pan radzi jak na debiutanta.
Dziękuję, ten ostatni etap będę wspominał bardzo miło, bo walczyłem na nim do końca. Gorzej było w sobotę, gdy mocno zmarzłem i straciłem cenne sekundy (na 14. etapie Majka przyjechał na metę 11. ze stratą 59 sekund do zwycięzcy - przyp. red.). Przełęcz Galibier mnie nie przerażała, w końcu wjeżdżałem już na ponad dwutysięczne góry.
Zaczynał Pan wyścig we Włoszech przed dwoma tygodniami z zamiarem ukończenia go w najlepszej "piętnastce". Czy teraz te plany zostaną zweryfikowane?
Mam dopiero 23 lata i choć szykowałem się na ten wyścig, to trzeba pamiętać, że dopiero pierwszy raz w nim startuję. Miałem w pierwszej części sezonu kłopoty z kolanem, teraz dolegliwości już ustąpiły, więc mogę skupić się na walce. Dopiero zaczynam przygodę z profesjonalnym kolarstwem na najwyższym poziomie, ale będę chciał pokazać się jeszcze z jak najlepszej strony.
Jak starsi koledzy traktują takiego "młokosa" jak Pan?
Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Koledzy cały czas mi pomagają. Zostało nas jeszcze sześciu w teamie.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+