Wszystko dzięki konserwacji dzieła (pochodzącego ze zbiorów Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach), której dokonano w pracowniach Muzeum Narodowego w Krakowie. Przy okazji pojawiło się sporo ciekawostek. Przede wszystkim - jak żartuje Janusz Czop, główny konserwator MNK - mamy teraz więcej El Greca w krajowych zbiorach. Dokładnie o 590 cm kwadratowych. - Odkryliśmy, że na marginesach płótna znajduje się autorska warstwa malarska. Po uzupełnieniu braków obraz powiększył się o 4 centymetry na szerokość i o 2 cm na wysokość - wyliczył Janusz Czop.
Ale to niejedyne nowości związane z malarskim arcydziełem. W trakcie prac odkryto litery trzeciego słowa sygnatury El Greca - epoiei (wykonał). Można teraz przeczytać cały podpis tego malarza greckiego pochodzenia z przełomu XVI i XVII wieku: „Doménicos Theotocópoulos epoiei”. Poza tym odsłonięto też i lepiej wyeksponowano czerwone linie, które są - jak podkreśla Janusz Czop - istotne dla kompozycji jako „promienie Boskiego światła nakierowane na stygmaty świętego”. A skoro o stygmatach mowa - jeden z nich zniknął. - W trakcie prac okazało się, że stygmat na habicie św. Franciszka nie był dziełem El Greca, lecz został namalowany później. W związku z tym konserwatorzy podjęli decyzję o usunięciu - zaznacza Czop.