Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Koźmiński był wytrwały, mocny, szybki. No i to mu zostało

Jerzy Filipiuk
Koźmiński rozstał się z piłką w wieku 32 lat. Pociągał go już biznes
Koźmiński rozstał się z piłką w wieku 32 lat. Pociągał go już biznes Andrzej Banas
Krakowianin. Kiedyś podwoził na treningi Andreę Pirlo, dzielił hotelowy pokój z Pepe Guardiolą, trenował też z Roberto Baggio, był właścicielem klubu, działa na rynku nieruchomości. Dziś zakończył pierwszą kadencję wiceprezesa PZPN, a po południu ponownie został wybrany prawą ręką prezesa Zbigniewa Bońka, w randze wiceprezesa ds. szkoleniowych.

Dziś wybory na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Kto nim zostanie: Zbigniew Boniek czy Józef Wojciechowski?
Myślę, że Boniek wygra bez problemów. Mamy dwóch kandydatów. Jednego naturalnego, obecnego prezesa, który pokonał wszystkie szczeble w piłce, i drugiego, który nie jest w niej kimś nowym, bo był właścicielem Polonii Warszawa, ale nikt by ponad miesiąc temu nie powiedział, że będzie kandydował. To człowiek biznesu, który zarządza spółką giełdową i przez chwilę funkcjonował w futbolu w całkowicie innym formacie. Za nim stoją osoby, które chciałyby do piłki albo wrócić, albo w niej zaistnieć na poważniej. Są wśród nich moi koledzy z reprezentacji. Jest też ktoś, kto reprezentuje frakcje klubów ligowych, które chcą się dorwać do pieniędzy.

Czy ma Pan albo może mieć ambicję, by w przyszłości walczyć o fotel szefa PZPN?
Na wszystko jest czas. Grałem w piłkę, zarządzałem sportem na poziomie klubowym, później się z tego wyłączyłem, po to, żeby po latach powrócić do futbolu w randze wiceprezesa PZPN. Bardzo sobie cenię tę pracę. A co będzie za cztery czy osiem lat, zobaczymy. Jestem w tej branży relatywnie młodym człowiekiem. Mam 45 lat. I to jako jeden z nielicznych w PZPN doświadczenie: boiskowe, organizacyjne klubowe i organizacyjne związkowe.

Marek Koźmiński był wytrwały, mocny, szybki. No i to mu zostało
Andrzej Banas / Polska Press

W zarządzie PZPN, oprócz Bońka i Pana, był inny świetny piłkarz Roman Kosecki. Ale on wycofuje się z pracy w PZPN, chce się skupić na roli posła PO. Pana polityka nie interesuje?
Wystarczy mi polityka piłkarska.

A praca trenerska?
Nigdy mnie nie interesowała. Nie bawi mnie siedzenie godzinami na obozach, zgrupowaniach. To nie dla mnie. Ja się odnajduję w zarządzaniu.

To proszę nie z pozycji trenera, ale wiceprezesa PZPN powiedzieć, jak Pan ocenia występ naszej reprezentacji podczas Euro 2016 we Francji?
Wynik bardzo fajny, poszedł w świat. Z perspektywy czasu myślę, iż pozostał niedosyt, że w tym ostatnim meczu nie zaszaleliśmy, nie spróbowaliśmy pójść va banque. To absolutnie nie jest krytyka, ale każdy ma inny charakter. Ja bym więcej zaryzykował. Jeślibyśmy przegrali, to byśmy przegrali. Ale myślę, że były szanse, aby awansować.

Jak się Panu podoba Robert Lewandowski. To typ piłkarza-profesjonalisty na wzór Roberto Baggio, z którym Pan grał?
Oprócz jego fenomenalnych umiejętności piłkarskich sukcesy leżą w jego głowie. Bo to jest człowiek, który jest ulepiony z innej gliny niż większość naszych piłkarzy. Takich piłkarzy jest bardzo mało, może dziesięciu na świecie. Od kilku lat utrzymuje się na topie. Bo na top można raz wskoczyć, krzyknąć „O, jestem na szczycie”, a potem z niego spaść. A Robert wszedł na niego i ciągle się na nim utrzymuje.

Serie A, w której Pan grał, była uważana za najsilniejszą ligę świata. Tym bardziej czuje się Pan spełniony piłkarsko?
Pamiętam mecz z Milanem, gdzie na boisku było dziewięciu mistrzów świata. Dziś nie ma ligi tak dominującej jak wtedy włoska. Jeżeli jednak powiedziałbym, że się czuję spełniony, ktoś powie, że mogłem osiągnąć więcej, a jeśli - że nie, to powie, iż oszalałem, bo byłem wicemistrzem olimpijskim, grałem na mundialu itd.

Mógł Pan trafić do lepszych klubów niż Udinese i Brescia?
Mogłem przejść do FC Nantes, który był w czołówce ligi francuskiej i zdobywał krajowe puchary. Odbywały się też wstępne rozmowy z Interem i Milanem. Trener Udinese Alberto Zaccheroni, który był we mnie piłkarsko „zakochany”, choć akurat za jego kadencji miałem trochę problemów zdrowotnych, potem (w 1999 roku - red.) zdobył z Milanem tytuł mistrza Włoch. Gdy zadano mu pytanie, jakie piłkarza panu brakowało, to wymienił tylko mnie. Powiedział - choć miał wiele gwiazd w drużynie - że w jego drużynie też byłbym gwiazdą.

Gwiazdy spotkał Pan w swym następnym klubie Brescii. Gdy był Pan jej kapitanem, słynny potem Andrea Pirlo dopiero wchodził do wielkiego futbolu.
Miał wtedy 18 lat, mieszkał koło mnie, podwoziłem go na treningi. Było widać, że ma zadatki na wielkiego piłkarza. To był bardzo dobry technik, dużo widział na boisku.

Marek Koźmiński był wytrwały, mocny, szybki. No i to mu zostało
Andrzej Banas

To prawda, że ćwiczył Pan i mieszkał w hotelowym pokoju razem z Guardiolą, późniejszym trenerem wielkiej Barcelony?
Tak. Już wtedy był takim piłkarzem-trenerem. Na boisku miał cechy przywódcze, ale nie na zasadzie, że uważał się za najważniejszego. Miał silną osobowość. Był megaambitny. I wszystko widział na boisku. Podczas gry miał głowę skierowaną w jedną stronę, a widział, co się dzieje z drugiej. Ja biegłem do przodu raz, drugi, trzeci, a gdy nie dostawałem od niego piłki, wściekałem się, krzyczałem: „No podaj, zagraj!”. A on na to: „Nie krzycz, ja cię widzę, poczekaj, dostaniesz piłkę”.

Gwiazdą Brescii był też Roberto Baggio.
To był całkowicie inny człowiek niż Pirlo i Guardiola. Wyciszony, zdystansowany do otaczającego świata, megaprofesjonalista, zawsze pierwszy na treningu, zawsze dbający o siebie, o zdrowie, o to, żeby doprowadzić się do stanu używalności, bo pamiętajmy, że przez całą karierę grał bez... wiązadeł krzyżowych. Stracił je w wieku 18 lat i grał jakby siłą mięśni. To nie był przywódca, ale gwiazda.

Praca trenerska nigdy mnie nie interesowała. Długie siedzenie na obozach to nie dla mnie. Ja się odnajduję w zarządzaniu

Radził Pan sobie w niezwykle wymagającej lidze włoskiej, bo...
… byłem bardzo silny fizycznie, szybki, mocny, skoczny, wytrzymały. Moja pozycja na boisku - bocznego lewego obrońcy lub pomocnika - wymagała ode mnie, żeby biegać, odbierać piłkę, walczyć. To coś, co w dzisiejszym futbolu jest jeszcze bardziej eksponowane.

Marek Koźmiński był wytrwały, mocny, szybki. No i to mu zostało
Anna Kurkiewicz/ Polskapresse

Gorzej było ze skutecznością. W Udinese zdobył Pan pięć goli, w Brescii trzy, w reprezentacji jednego...
Nie byłem bramkostrzelny, choć we Włoszech zdobyłem kilkanaście goli. Byłem graczem, który podawał. Wyczucie podania, tempa gry, umiejętność dogrania - to były moje walory. Nie można mieć wszystkiego w życiu.

Nie został Pan we Włoszech...
Uważałem, że Polska w tym okresie przechodziła tak daleko idące, pozytywne zmiany, iż będzie się w niej lepiej żyło. Pochodzę z Krakowa, który jest pięknym miastem. Gdybym był z jakiejś mieścinki, to być może inaczej bym myślał.

Jest Pan przykładem piłkarza, który potrafi umiejętnie inwestować pieniądze zarobione na boisku...
Można to określić jako inwestowanie pieniędzy w szeroko rozumiany rynek nieruchomości w Polsce. Budujemy mieszkania, obiekty handlowe, biura i wynajmujemy je. Inwestuję m. in. w Małopolsce.

Jest Pan ciągle - jak kiedyś na boisku - w ruchu, zabiegany, nie zwalnia tempa...
Zaczynam pracę wcześnie rano, kończę późno. Lubię taki ostry kierat, by potem mieć wolne i spędzać ten czas w taki sposób, w jaki chcę. A że muszę się przemieszczać, to podróże trochę czasu mi zabierają. Żeby wszystko pogodzić, trzeba to umieć poukładać. Mnie się udaje.

Życie poukładał sobie także Pana młodszy brat, 39-letni Tomasz, choć od ponad 20 lat jest niewidomy.
Tomek radzi sobie fantastycznie. Jest osobą zarażającą wiarą w rozwój inne osoby, które też dosięgnęła jakaś tragedia zdrowotna, a które nie do końca sobie radzą z nią. Nie potrzebuje przy tym żadnego wsparcia. Realizuje się na polu społecznym, politycznym i zawodowym. Kiedy mi opowiadał, że ma z trzema wspólnikami firmę, w której zatrudniają sto osób, był to dla mnie kosmos. Zajmuje się wymyślaniem beaconów (nadajników sygnału radiowego - red.). Jest zaangażowany w sport dla niepełnosprawnych.

Jaki sposób stracił wzrok?
Miał raka mózgu, który tak się umiejscowił, że podczas operacji trzeba było wyciąć jego kawałek. Uszkodzone zostały nerwy wzrokowe. Mimo wszystkich ograniczeń, Tomek jest pozytywnie nastawiony do życia, lubi to, co robi. Co więcej: bardzo umiejętnie żartuje sobie z sytuacji, w której się znalazł. Działa na wielu płaszczyznach. Tylko podziwiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska