https://gazetakrakowska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Mariusz Jop: Po remisie u siebie nigdy nie będziemy zadowoleni

Bartosz Karcz
ANDRZEJ BANAŚ
Na koniec roku Wisła Kraków zremisowała w zaległym meczu z Miedzią Legnica 1:1. Ten wynik nie do końca zadowolił obie strony, choć jednak można było odnieść wrażenie, że bardziej gości.

Trenerzy oceniają mecz Wisła Kraków - Miedź Legnica

Po końcowym gwizdku trener Wisły Mariusz Jop powiedział: - Oczywiście po po remisie u siebie nigdy nie będziemy zadowoleni. Zawsze chcemy grać o zwycięstwo. Natomiast co do przebiegu meczu, to myślę, że pierwsze dwadzieścia minut bardzo dobre. Dużo odebranych przez nas piłek. Rywal w zasadzie nie za bardzo mógł sobie z tym radzić. Później trochę wytrąciła nas z takiego rytmu kontuzja Marca. Sporo stałych fragmentów gry, po stronie rywala. Później trochę zgubiliśmy spokój z piłką, za dużo było rwanych akcji, za dużo było prostych strat. Druga połowa na pewno była bardziej otwarta, rywal miał swoje szanse z ataku szybkiego. My staraliśmy się budować wysoko. Stworzyliśmy może nie jakiś czyste sytuacje, ale były momenty gdzie można było i trzeba było lepiej tę piłkę dograć z bocznego sektora. Także remis na pewno nas nie zadowala, traktuję to jako stratę dwóch punktów. Natomiast szanuję też rywala, bo to jest zespół, który nieprzypadkowo zdobył 38 punktów. I było widać też tę jakość u nich dzisiaj.

Co z kontuzją Marca Carbo?

Mecz dość szybko zakończył środkowy pomocnik Wisły Marc Carbo. Przez kontuzję – dodajmy. Na ten temat szkoleniowiec „Białej Gwiazdy” mówi: - Na pewno to jest problem ze stawem skokowym. Pojechał Marc teraz do szpitala na diagnostykę, będzie miał prześwietlenie, jak będzie trzeba będzie miał rezonans zrobiony. No na pierwszy rzut oka nie wygląda to dobrze, więc zobaczymy. Będziemy coś więcej widzieć jeszcze tej nocy.

Karny podyktowany, później odwołany

Poprosiliśmy trenera Wisły o komentarz do sytuacji z pierwszej połowy, gdy prowadzący zawody Marcin Kochanek najpierw podyktował rzut karny dla krakowian za zagranie ręką, ale później - po interwencji VAR - swoją decyzję odwołał. Mariusz Jop mówi na ten temat: - Widziałem powtórkę z kamery taktycznej, tam jest dosyć jakby duża odległość. Wydaje się, że chyba jednak na początku był kontakt z klatką piersiową, więc chyba ta interpretacja później jest taka, że jeżeli jest najpierw ciało, a później ręka, no to chyba karnego nie ma? Natomiast ja nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, więc nie chciałbym się tutaj akurat w tej kwestii wypowiadać. Rozmawiałem bardziej z sędzią o sytuacji, w której przerwał nasz szybki atak, gdy pośpieszył się z gwizdkiem i przerwał nam korzystną akcję. To było moje pierwsze pytanie. A drugie pytanie do sędziego było takie, że my po tej sytuacji z rzutem karnym mieliśmy rzut rożny, a sędzia dał rzut sędziowski. Wynikało to z tego, że zagwizdał, gdy piłka była na boisku. Gdyby piłka była poza boiskiem, gdy „Dudi” uderzał i bramkarz odbił, no to wtedy byłby rzut rożny, więc tak mi to pan sędzia wytłumaczył. Natomiast jak każdy człowiek popełnia błędy i tak do tego podchodzę.

Przed meczem z Miedzią, pytany o słabszą dyspozycję fizyczną wiślaków w spotkaniu z Polonią Warszawa, trener Mariusz Jop stwierdził, że ten temat rozwinie po końcowym gwizdku ostatniego z meczów w tym roku. Poproszony o to wrócił do meczu w Warszawie i powiedział: - No tak, nie chciałem o tym mówić wcześniej, bo cały zespół walczył z wirusem. Nabawiliśmy się go w Warszawie i już w drodze powrotnej kilku zawodników miało objawy. Myślę, że kilku już grała ten mecz piątkowy też nie czując się optymalnie, więc to pytanie o o fizyczność padło. Także teraz je rozwijam, co mogło być przyczyną. Praktycznie cały sztab był dwa dni wyłączony i duża część zespołu, więc to było coś, co nam jeszcze w tej końcówce się przytrafiło. I na pewno to nam nie pomogło w przygotowaniach ani do meczu piątkowego, ani do meczu dzisiejszego.

Kolejne pytanie dotyczyło podsumowania rundy i czy trener Wisły odczuwa ulgę, że ten długi maraton, znaczony aż 29 meczami już się skończył. Mariusz Jop powiedział: - Nie rozpatruję tego w kategorii ulgi. Na pewno był to trudny czas dla zespołu. Na pewno te przygotowania były, już tak mówiąc od początku sezonu, bardzo nietypowe. Nie było czasu na to, żeby zespół popracował, bo właściwie takim rytmem meczowym dochodził do siebie. Później zawodnicy, którzy do nas dochodzili, też w bardzo różnym momencie, jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne. Często po długich urlopach też potrzebowali czasu na to, żeby tę formę zbudować. I to też było widać u niektórych zawodników. Ci, którzy wskoczyli - tak jak na przykład Łukasz Zwoliński - na kilka spotkań z bardzo dobrą dyspozycją, ale też było widać w dwóch, trzech ostatnich, że on jednak też trochę spada z tą formą. Problemy też miał i „Roda” i inni zawodnicy. Na pewno był to bardzo wymagający czas dla zespołu, bo było plus osiem spotkań, plus dwa w Pucharze Polski, więc na pewno to obciążenie było zdecydowanie większe, niż zazwyczaj na poziomie I ligi. I na pewno ci zawodnicy zasługują na to, żeby solidnie odpocząć po to, żeby później móc mocno popracować, bo na pewno okres przygotowawczy będzie bardzo, bardzo ważny i my na pewno musimy bardzo dobrze od początku wyglądać, bo jakby ten margines błędu jest bardzo mały.

Wciąż bez oficjalnego terminu Superpucharu

Kolejne dwa pytania dotyczyły już przyszłości. Pierwsze czy należy spodziewać się gorącej zimy w Wiśle i wzmocnień. Drugie, co wiadomo na temat terminu wciąż nierozegranego Superpucharu z Jagiellonią Białystok. Mariusz Jop zaczął od końca: - Nie ma oficjalnego terminu, jeżeli chodzi o Superpuchar. Czy będzie ciekawa zima? Jeżeli chodzi o transfery, no to tego w tym momencie nie wiem. Prezes chyba publicznie się wypowiedział, że jeżeli będą transfery z klubu, to będzie przestrzeń na transfery do klubu, bo wynika to z budżetu i z naszych możliwości. Więc na ten moment nic więcej nie mogę powiedzieć w tej kwestii.

Jeden z dziennikarzy dopytywał czy Mariusz Jop nie żałuje, że drużyna po meczu w Pucharze Polski z Polonią Warszawa nie wróciła do Krakowa i nie pojechała jeszcze raz do stolicy. Argumentem miało być to, że pociągi między Krakowem i Warszawą jeżdżą szybko… Trener Wisły szybko wyjaśnił logistykę tej wyprawy: - Mecz pucharowy był o 21 we wtorek, więc powrót byłby raczej niemożliwy pociągiem po tym spotkaniu. Trzeba byłoby jechać rano, czyli w środę i w czwartek wracać. Więc to logistycznie uważam nie byłoby dobre dla zespołu. Gdyby miał to powtórzyć to bym powtórzył.

Ponieważ Wisła rzeczywiście dużo grała jesienią, pojawiło się pytanie czy zespół nie był już zmęczony mentalnie? Mariusz Jop poszedł w odpowiedzi na to pytanie bardziej tropem fizjologii: - Myślę, że jest to naturalne, że poza takim klasycznym zmęczeniem fizycznym, mięśniowym, jest zmęczenie układu nerwowego. I coś co wymagało dużego pobudzenia przed każdym meczem, później te emocje opadały. Trzeba było znowu się pobudzać. No to jest też naturalne, że niektórzy zawodnicy w tym aspekcie też czuli na pewno duże zmęczenie, wynikające z liczby spotkań w tej rundzie, więc oczywiście było widać, że zespół odczuwa już tę rundę, cały ten rok odczuwa dosyć mocno.

Trener Wisły na koniec był dopytywany czy zostanie na stanowisku czy czeka go jeszcze w tej sprawie rozmowa z prezesem Jarosławem Królewskim. Jop powiedział: - Myślę, że taka rozmowa będzie między mną i prezesem. Dla mnie sprawa jest cały czas otwarta, a prezes cały czas może podjąć decyzję, jaką będzie uważał za najlepszą dla Wisły Kraków.

Ireneusz Mamrot: Mieliśmy bardziej klarowne sytuacje

Trener Miedzi Legnica Ireneusz Mamrot po końcowym gwizdku powiedział: - Nie chcę powiedzieć, że przed meczem wzięlibyśmy remis w ciemno, bo graliśmy o trzy punkty, ale z mojej perspektywy wyjeżdżamy stąd z takim niedosytem. Szanujemy ten punkt, bo graliśmy z bardzo dobrym zespołem, natomiast wydaje mi się, że z perspektywy sytuacji, mieliśmy ich więcej. I bardziej klarowne. Pierwsze dwadzieścia minut zdecydowanie dla Wisły, aczkolwiek tam nie było sytuacji jakieś stuprocentowej. Natomiast później to my mieliśmy dwie sytuacje „Bendy”. Ta jedna była naprawdę bardzo dobra, bo w przerwie miałem okazję ją zobaczyć. Później bramka w drugiej połowie na 1:0 i myślę, że kluczowy moment tego spotkania dla nas to sytuacja na 2:0, której nie wykorzystaliśmy, a za chwilę za krótko piłkę wybiliśmy i Wisła generalnie w drugiej połowie, w końcówce, tą stroną sobie gdzieś tam otwierała te przestrzenie i atakowała, ale mimo wszystko trzeba też docenić fantastyczne uderzenie Rodado, bo to nie była aż taka stuprocentowa sytuacja. Była dobra, ale uderzył fantastycznie, więc na pewno wyjeżdżamy z takim trochę poczuciem niedosytu, szanując ten punkt, bo wiemy gdzie graliśmy. Na koniec powiem, że mając trzydzieści osiem punktów czujemy niedosyt i to chyba dobrze o nas świadczy, bo tych punktów mamy dużo i myślę, że ta wiosna zapowiada się w pierwszej lidze bardzo ciekawie dla wszystkich.

Miedź potrzebowała wysokiego zawodnika

Trener Miedzi był pytany czy nie żałuje, że wcześniej nie wpuścił byłego gracza Wisły, Chuki. Mamrot na tak postawione przez dziennikarza pytanie, odpowiedział: - Tak, tylko też wie pan, też musimy patrzeć na inne aspekty. I też dla nas ważne było to, że potrzebowaliśmy wysokiego zawodnika. Jeśli chodzi o stałe fragmenty Wisły to uważam, że Wisła jest groźna w tym aspekcie i w drugiej połowie było tak, że jak zszedł Kamil Drygas, no to gdzieś tam dwa razy zagotowała się piłka. Są jakieś założenia, a nie chciałem opierać naszej gry na stałych fragmentach, bo to nie o to chodzi. Ale na pewno taki był plan. Przede wszystkim cieszę się też, że on dał dobrą zmianę, bo to jest dla nas kluczowe. Grał pół godziny i zgadza się - dał dobrą zmianę. Zawsze zawodnik rzuca się w oczy, kiedy dał nam dużo w utrzymaniu piłki, czy zmienił stronę. Trzeba się z tego cieszyć, ale tak jak mówię - były różne powody tej decyzji.

Kolejne pytanie dotyczyło motywacji i tego czy w Legnicy jest duże parcie na awans do ekstraklasy? Mamrot odpowiedział konkretnie, ale też trochę w odniesieniu do Wisły: - Odpowiem od końca. W Legnicy jest duża chęć. Myślę, że tutaj nie chcę wbijać szpilki, ale tu jest większe parcie. Bardzo chcemy. Taki mamy cel oczywiście. A podsumowując rundę... Wie pan, do pewnego momentu nie mieliśmy w ogóle kryzysu, jako zespół. OK, pojedyncze mecze były słabsze, ale gdzieś tam w końcówce nas to złapało. Przede wszystkim ja wiem, że każdy trener powie, że tu mogliśmy wygrać, ale są mecze kiedy wygrywasz, a nie musisz wygrać. Natomiast mam taki niedosyt, bo przede wszystkim dwa mecze najbardziej tutaj mi się rzucają w oczy. Przede wszystkim ten z Niecieczą. Tam mieliśmy w 93. minucie piłkę na 2:0, grając w „dziesięciu”. I myślę, że dzisiaj siedziałbym w bardzo dobrym nastroju, a tak on jest tylko dobry, więc niech to będzie podsumowaniem. Myślę, że jakby pan zwrócił uwagę na tabelę sprzed roku, to te 38 punktów dałoby nam pozycję takiego lidera. I to zdecydowanego. Natomiast teraz daje to zaledwie trzecie miejsce, więc to pokazuje, ile trzeba w tym sezonie zdobyć punktów, żeby awansować.

Jeden z dziennikarzy z Dolnego Śląska zapytał z kolei o pewnego rodzaju problem Miedzi, którym jest szybkie tracenie goli po strzeleniu swoich. Taka sytuacja powtórzyła się w Krakowie kolejny raz. Mamrot zgodził się, że to pewnego rodzaju problem jego zespołu. Powiedział na ten temat: - Wie pan, dużo rozmawiamy z zespołem na jeden temat. Nie może zawodnik wstydzić się wybić piłki. Przypominam sobie mecz z Arką Gdynia. Mieliśmy 1:0. Ze dwie minuty jeszcze bardziej tamta bramka, bo w polu karnym straciliśmy piłkę, mając ją na nodze. Takich bramek po prostu dużo tracimy. I dużo o tym rozmawiamy. Tak mówiąc już bezpośrednio, to jeśli chcemy grać o jakieś cele, to nie mamy prawa takich bramek tracić. Dobry zespół wyciąga wnioski ze swoich błędów, a my tutaj w tym aspekcie... Wie pan - najgorsze jest to w tym wszystkim, może nie najgorsze, ale to nie robi jeden zawodnik. Wtedy jest mi łatwiej podjąć decyzję tak? A to co mecz komuś innemu się zdarza, więc rozmawialiśmy o tym. Też chłopak jest załamany po tej sytuacji, a zagrał bardzo dobry mecz, bo uważam że Kaczmarski zagrał bardzo dobre spotkanie. A to jemu przytrafi się ten błąd. Szkoda bo to było dwie minuty, może trzy? Nie pamiętam już dokładnie. I tu ma pan w pełni rację. Może nie obiecam, że to wyeliminujemy, ale zrobię wszystko, żeby już takie bramki nie padały, bo tak naprawdę jesteśmy zespołem dobrze zorganizowanym. I też przywiązuję wagę do tego, żeby tych bramek było jak najmniej straconych, A gdzieś poprzez takie bramki, no powiedzmy, mamy dzisiaj trzecią defensywę w lidze, a zależy mi na to, żebyśmy mieli pierwszą.

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 Ekstra - Zaskakujący finisz Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska