Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka księdza Popiełuszki: Mój syn czyni cuda

.
Bł ks. Jerzy Popiełuszko. Obraz beatyfilacyjny
Bł ks. Jerzy Popiełuszko. Obraz beatyfilacyjny Autor obrazu - Zbigniew Kotyłło
Marianna Popiełuszko nie jest zdziwiona, że do 2010 roku zgłoszono oficjalnie kilkaset łask, jakich ludzie doznali za wstawiennictwem jej syna. Liczba ta obejmuje udokumentowane uzdrowienia poświadczone opinią lekarzy. Z pewnością przykładów jest więcej. Nie wszyscy pielgrzymi przecież dzielą się swoimi przeżyciami. Nie wszyscy też wiedzą, że istnieje Urząd Postulacji ds. Beatyfikacji, który rejestruje cuda. Fragmenty książki Mileny Kindziuk wydanej przez ZNAK.

Zeznania procesowe: Ciało mojego syna wydobyto z Wisły w dniu 30 października 1984 roku. Miał związane ręce i nogi, a do nóg miał przywiązane kamienie. Był w sutannie.

29 lat temu
30 października 1984 roku był najbardziej tragicznym dniem jej życia. Wtedy bowiem dotarło do niej, że jej syn został zamordowany. Skoro odnaleziono ciało, znaczy, że nie żył.

Jak Pieta

Warszawa. W kościele św.Stanisława Kostki kończyła się właśnie wieczorna msza św. Dochodziła godzina 20.00. Do mikrofonu podszedł ksiądz Andrzej Przekaziński i zaczął mówić łamiącym się głosem: - Kochani bracia i siostry, dziś w wodach Zalewu Wiślanego koło Włocławka odnaleziono księdza...

W kościele rozległ się szloch.

Gdy pani Marianna usłyszała z telewizji o znalezieniu ciała księdza Jerzego, coś ją przygniotło, niby głaz.
Nie była w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. Siedziała bez ruchu. Może kilka godzin, a może kilkanaście. Nie potrafi tego teraz odtworzyć. Ta noc była dla niej wyjątkowo długa. Jak wieczność, w której zupełnie inaczej płynie czas. Nie czuła zmęczenia, niewyspania, głodu ani zimna. Jakby zamarła.

Władysław Popiełuszko natomiast reagował zupełnie inaczej: głośno krzyczał i płakał na przemian. Obojgu usunął się grunt pod nogami. Nie wiedzieli, co z sobą począć.

- Postanowiłem do nich natychmiast pojechać - wspomina kuzyn, ksiądz Kazimierz Gniedziejko, wówczas wikariusz we Legionowie, podwarszawskiej parafii.

- Gdy dojechałem, już świtało. Wszedłem do mieszkania. Mama Jurka siedziała nieruchomo na krześle, przy piecu, w którym dopiekał się właśnie chleb. Nie płakała, była milcząca, poważna, jakby skamieniała. Oczy na wpół przymknięte. Podszedłem do niej i mocno ją objąłem. Szukałem mądrych, górnolotnych słów pocieszenia, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wyszeptałem w końcu: "W takim razie, ciociu, mamy świętego"... A ona sprawiała wrażenie, jakby to nie było dla niej odkrycie, tylko coś oczywistego - mówi ksiądz Gniedziejko.

Po chwili niejako odruchowo włożyła czarną bluzkę i czarną spódnicę, na głowę czarną chustkę i razem z mężem wsiadła do samochodu, by pojechać do Warszawy.

Była nadal milcząca. Władysław Popiełuszko natomiast całą drogę głośno płakał. Gdy dojechali na warszawski Żoliborz, ujrzeli tłumy. Jeszcze większe niż ostatnio. Weszli do kościoła, w którym akurat kończyła się msza św. Pan Władysław podszedł do ołtarza i padł na ziemię z dojmującym krzykiem. A pani Marianna stała przy nim nieruchomo. Ludzie na ten widok zaczęli głośno płakać.
Po mszy ktoś zaprowadził rodziców do pokoju ich syna.

- Nie było jednak z nimi kontaktu, jakby nic do nich w ogóle nie docierało - wspomina Grażyna Siemion, wnuczka pani Marianny. Potwierdza to Katarzyna Soborak, która do dziś pamięta przenikniętą bezmiarem cierpienia twarz pani Marianny.
- Nie znałam jej . Podeszłam, pocałowałam ją w rękę i się oddaliłam. Nie wypowiedziała ani jednego słowa. Była jak Pieta.

Zeznania procesowe:

Zwłoki księdza Jerzego zostały przewiezione do Białegostoku, gdzie w prosektorium Akademii Medycznej przeprowadzono sekcję zwłok. Niektórzy twierdzili, że zwłoki księdza Jerzego z Włocławka były przewiezione do Warszawy, a następnie do Białegostoku. Sekcję przeprowadziła prof. Byrdy. Trudno mi powiedzieć, czy sądowa sekcja zwłok została przeprowadzona w sposób obiektywny. Nie znam się na tym. Słyszałam, że ludzie mieli zastrzeżenia do sposobu przeprowadzenia tej sekcji.

Marianna Popiełuszko, zwykła kobieta z Okopów, musiała teraz sprostać kolejnym zadaniom. Musiała włączyć się w organizację pogrzebu. Czy da sobie z tym radę? - myślała.

"Serce moje by tego nie wytrzymało"

Był 31 października 1984 r., kilka minut po dziewiątej. Lekarze spisali protokół oględzin ciała: "Zwłoki zawinięte w worek foliowy obwiązany na krzyż, końcówki sznura zawiązane są na węzeł zabezpieczony plombą. Zwłoki ubrane w czarne spodnie zabrudzone ziemią na całej powierzchni, sutanna koloru czarnego podwinięta do pasa. Do obu nóg przywiązany jest worek jutowy, w którym znajdują się kamienie. Przywiązany jest w ten sposób, że białym, plastikowym sznurem skręconym z kilku włókien przywiązany jest do obu nóg w ten sposób, że końcówki sznura wzdłuż pleców biegną do szyi".

Tego drastycznego dokumentu rodzicom kapłana nie pokazano. Gdy wprowadzono ich do budynku, w którym znajdowało się prosektorium, pani Marianna wyciągnęła z torby ubranie, jakie przywiozła synowi do trumny. Przekazała je od razu jednemu z duchownych.

Do pomieszczenia, w którym leżał ksiądz Jerzy, weszło najpierw jedynie dwóch księży wydelegowanych przez prymasa Glempa oraz brat księdza Jerzego Józef Popiełuszko. Ks. infułat Grzegorz Kalwarczyk, który był tam obecny, wspomina: - Zawsze wydawało mi się, że jestem "twardy", wytrzymały. Ale to, co wtedy ujrzałem, naprawdę mną wstrząsnęło.
"Ja jestem ból do samego nieba"

Marianna i Władysław Popiełuszkowie stali cały czas na korytarzu. Czekali, aż siostry szarytki ubiorą ciało. Ksiądz Grzegorz Kalwarczyk: - Wciąż baliśmy się wprowadzić do sali rodziców. Oni też bali się wejść.

Marianna Popiełuszko wiedziała, że w końcu trzeba będzie się jednak przełamać. Po to przecież tu przyjechała. Był to jej syn. Przecież chciałaby go zobaczyć. Gdyby tego nie zrobiła, potem nigdy by sobie nie darowała. Maryja też widziała martwego syna - myślała.

W końcu, gdy zakonnice przygotowały księdza Jerzego i mocno przypudrowały jego twarz, ksiądz Kalwarczyk łamiącym się głosem, z wielkim trudem, zaprosił rodziców, by weszli do środka.Weszli. Stanęli oniemiali, a po sekundzie oboje zaczęli głośno płakać.

Nie było już mocnych. Przed nimi leżało na wznak kochane ciało ich syna. Udręczone ciało. Wywarło na nich piorunujące wrażenie.

- Ja jestem ból do samego nieba - powie później matka kapłana, uginając się pod ciężarem cierpienia. Wydawało jej się wtedy, że ta śmierć jest ponad jej siły. Część niej wtedy jakby umarła. Ale przyjęła to wszystko bez pytań. W niesamowitej pokorze. Drobna, krucha kobieta okazała się tak silna duchem.

Cudów było wiele. W 2000 roku mężczyzna z Tarnowa czuł ogromny ból w jamie brzusznej. Tomografia wykazała guza nerki. Po operacji okazało się, że to złośliwy nowotwór.

- Miałem chorą żonę i córkę, czułem bezsilność, musiałem utrzymać rodzinę, ponieważ nikt poza mną nie pracował - wspomina. I zaczął się modlić do księdza Jerzego przyrzekając, że jeśli pokona chorobę, to poświadczy, że za jego wstawiennictwem powrócił do zdrowia.

- Po pięciu latach badania potwierdziły, że choroba została pokonana. Jestem przekonany, że to ogromna zasługa księdza Popiełuszki - mówi uzdrowiony.

Podobny przypadek zdarzył się w 1999 r. Pięćdziesięcioletni mężczyzna klęczał przy grobie ks. Popiełuszki. Prosił o uzdrowienie, gdyż chorował na jaskrę - nieuleczalną chorobę oczu. Lekarze jednoznacznie orzekli, że jego przypadek jest beznadziejny. Po kilku tygodniach ów mężczyzna zgłosił się do lekarza. Ku swemu zdziwieniu dowiedział się, że jaskra znikła. Otrzymał zaświadczenie lekarskie, w którym napisano, że z medycznego punktu widzenia poprawa nie miała prawa nastąpić.
Wśród wielu świadectw tego typu w archiwum Urzędu Postulacji leży list 79-letniej kobiety z Sanoka, która spadła ze strychu i złamała nogę. Tak niefortunnie, że lekarze orzekli, iż nie będzie już mogła chodzić.

- Wtedy gorąco zaczęłam się modlić do księdza Jerzego - wspomina. - Uczułam prawie nagłe ustanie bólów i poczułam się na tyle mocna, że mogłam wstać z łóżka i poruszać się po mieszkaniu.

Po trzech miesiącach, gdy zdjęto kobiecie gips, zaczęła normalnie chodzić, co wywołało zdziwienie lekarzy. - Usłyszałam, że to nie do wiary, w moim wieku, przy takim złamaniu poruszam się bez kul - mówi. - Jestem głęboko przekonana, że to, co się stało, jest łaską od Boga wyproszoną mi przez księdza Jerzego Popiełuszkę.

Podobne uzdrowienie spotkało jednego ze znanych polskich profesorów, Stefana Swieżawskiego, u którego pojawiło się owrzodzenie na szczycie głowy. Po kilku tygodniach zrobiła się z tego duża rana, która nie chciała się goić.
Gdy udał się do lekarza, diagnoza była jasna: nowotwór. Potrzebna była operacja.

"Wtedy razem z żoną zaczęliśmy odprawiać nowennę do księdza Jerzego Popiełuszki" - napisał profesor w liście do Urzędu Postulacji ds. Beatyfikacji. W połowie nowenny udał się do Instytutu Onkologii w Warszawie. Dowiedział się, że guz zniknął. Rak został przez lekarzy wykluczony, a operacja okazała się zbędna.

Przykładów fizycznych uzdrowień, poświadczonych orzeczeniami lekarskimi, znanych jest więcej. Coraz częściej zdarza się, że ksiądz Jerzy oddziałuje na ludzi, gdy czytają o nim artykuły lub książki, oglądają filmy albo słuchają audycji poświęconych męczennikowi. W Urzędzie Postulacji znajdują się listy potwierdzające takie zdarzenia. Także modlitwa przy grobie księdza Popiełuszki sprawia, że ludzie powracają do wiary.

W niezrozumiały po ludzku sposób przystępują nieoczekiwanie do spowiedzi, przemieniają swe życie. Pewna matka modliła się, by - jak napisała później - "niewinna krew księdza Jerzego Popiełuszki nawróciła syna i uwolniła go z nałogu narkomanii. Od sześciu lat syn nie wraca do nałogu, pracuje i jest normalnym człowiekiem". Ciekawy przykład podaje młoda kobieta.

"Pragnę podzielić się uzdrowieniem duchowym mojego wujka (74 lata), który ponad czterdzieści lat nie był u spowiedzi świętej. Wiarę stracił, przebywając w czasie wojny wywieziony do Dachau, a następnie do Majdanka. Był 19 października 1984 roku. Wujek śledził radiowe doniesienia o porwaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Dwa dni potem otrzymał we śnie nakaz od księdza Jerzego, żeby poszedł do kościoła i przystąpił do sakramentu pokuty. Kiedy 22 października 1984 roku ponownie przysłuchiwał się transmisji radiowej na temat porwania księdza Jerzego, powiedział do swego szwagra, że ksiądz Popiełuszko już nie żyje. Opowiedział wówczas swój sen.

Choć czuł się zupełnie zdrowy i nie spodziewał się żadnej choroby, jednak w najbliższą niedzielę udał się do oddalonego o pięć kilometrów kościoła w Trzebieszowie. Nie miał jednak odwagi przystąpić do sakramentu pokuty. W następnym tygodniu nagle zachorował i po pewnym czasie znalazł się w szpitalu (był to, jak się później okazało rak żołądka). Po udaniu się do szpitala zastaliśmy wujka cierpiącego i z bólu zdzierającego piżamę. Próbowałam przemówić serdecznie i skłonić go do rozmowy z kapłanem.

Po wielu prośbach pozwolił, by przyszedł ksiądz. Udaliśmy się na plebanię, gdzie trwał świąteczny obiad. Ksiądz przerwał posiłek i udał się z nami, zabierając Pana Jezusa i oleje święte. Po wyspowiadaniu wujka wyszedł i oznajmił, że niepotrzebnie się tak spieszyliśmy w pierwszy dzień świąt, gdyż z tym chorym był umówiony w drugi dzień Bożego Narodzenia na szóstą rano.

Ponownie weszliśmy na salę, gdzie wujek po czterdziestu pięciu latach oddalenia od Boga radośnie wzdychał: »Chwała Bogu, dzięki Bogu«. Wyczuwało się radość w cierpieniu i obecność Pana Jezusa w zbolałym człowieku. Pożegnaliśmy wujka Stefana, zostawiając pielęgniarce telefon do kontaktu z nami. Wracaliśmy szczęśliwi, że chory pojednał się z Bogiem. 26 grudnia 1984 roku o godzinie 7.00 otrzymaliśmy telefon, że o 2.00 w nocy z 25 na 26 grudnia wujek zmarł. Wielka była nasza radość, że wujek zdążył pojednać się z Bogiem przed śmiercią. Pojednanie z Bogiem zawdzięczamy męczennikowi księdzu Jerzemu, który, jak wcześniej pisałam, przyszedł we śnie do człowieka grzesznego, lecz upokorzonego przez hitlerowców, poddanego wielkiej próbie wiary, której nie potrafił przetrwać. Jakimi słowami zwrócił się we śnie ksiądz Jerzy Popiełuszko - tego nie wiem, to zostanie tajemnicą. Czy ktoś inny, nawet najbliższy, potrafiłby go przekonać, by pojednał się z Bogiem, skoro upłynęło czterdzieści pięć lat?"

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska