Pobrali się kilka lat przed tą tragedią, a owocem ich związku była córka, którą oboje kochali nad życie. Jaworski, jak sam twierdził, był mężem dobrym i starającym się ze wszelkich sił o rodzinę, a każdy zarobek oddawał do domu, nie przepijając ni grosza.
Żona Jaworskiego, zdaniem tegoż, była kłótnicą i awanturną kobietą co często skutkowało scysjami i dochodziło pomiędzy nimi do drobnych rękoczynów, które nie powodowały większych uszkodzeń ciała jego połowicy, bo były czynione taktownie i z należytym szacunkiem dla płci pięknej. Sama zaś Jaworska, wedle zeznań sąsiadów, była cichą i posłuszną kobietą.
Opiekowała się dzieckiem z widoczną troskliwością i z bojaźnią odnosiła się do swego ukochanego męża. Natomiast rodzina Jaworskiego twierdziła, że jego małżonka była bardzo agresywna i często rzucała w męża ciężkimi przedmiotami, za co dostawała od męża cięgi wojskowym pasem i jak stwierdziła jej teściowa - bardzo słusznie.
Po kolejnej awanturze Jaworski postanowił, że zostawi żonę w osamotnieniu, a sam odejdzie bezpowrotnie. Zamieszkał u swego kolegi. A jednak ciągle tęsknił do trzyletniej córki, odwiedzał dziecko, planując zabranie małej do siebie jak najdalej od porzuconej żony. Feralnego dnia przyszedł do małżonki z mocnym postanowieniem rozwiązania problemu.
Sprawę postawił stanowczo i zażądał oddania dziecka. Jaworska zachowywała się w dziwny sposób. Patrzyła w okno i odpowiadała półgębkiem, co jeszcze bardziej denerwowało jej męża, była nadzwyczajnie spokojna i cicha. Sprawę postawiła jasno. Zaproponowała Jaworskiemu powrót do domu i podjęcie próby pogodzenia się z rodziną, wspólne życie i darowanie sobie wzajemnie wszelkich grzechów. Niestety, nie pomogły prośby i łzy.
Jaworski dał małżonce godzinę na spakowanie dziecka i wyszedł z mieszkania, udając się na piwo do restauracji "Secesja". Tam starał się przemyśleć dogłębnie problem i podjąć jakieś kroki. Po upływie kilkudziesięciu minut powrócił i był, jak twierdził, zdecydowany pozostać w domu z rodziną. Jednak drzwi do mieszkania były zabarykadowane na głucho i nikt nie odpowiadał od wewnątrz.
Jaworski w przeczuciu nieszczęścia zawołał sąsiadów i wspólnie, przy pomocy siekiery rozbili przeszkodę i weszli do środka. Na kanapie w kałuży krwi leżały dwa ciała. Widok był przerażający. Okrwawiona Jaworska trzymała w objęciach ciało córki, której kuchennym nożem odcięła głowę, a sama zaś dogorywała śmiertelnie poraniona własną ręką. Przybyli na miejsce policjanci i lekarz, stwierdzili zgon oraz zabezpieczyli miejsce domniemanej zbrodni, które to stało się na wiele lat postrachem dla kłócących się małżonków.
Po dokładnym śledztwie Jaworski wyszedł na wolność i ślad po nim zaginął, a sprawa krwawego finału małżeńskiej kłótni z upływem czasu zamieniła się w przysłowie, często rzucane przez kobiety w stronę swoich niewiernych i kłótliwych mężów.
/za S. Potępa "Z życia półświatka"/