Bieda bez ojca
Wychowała się w artystycznym domu. Jej babcie i dziadkowie lubili śpiewać i grać na różnych instrumentach. Ojciec był profesjonalnym pianistą. Mama co prawda nie udzielała się muzycznie, ale krzątając się po domu, cały czas towarzyszyło jej włączone radio. Dzięki temu trójka jej dzieci mogła za młodu poznać nie tylko klasykę i folklor, ale przede wszystkim uwielbiany przez nią jazz.
Ojciec zostawił rodzinę dla innej kobiety, kiedy Ewa miała siedem lat. Dziewczynka bardzo to przeżyła i do dziś wspomina ten moment z bólem w sercu. Wtedy do jej domu zajrzała bieda. Mama cały czas pracowała, a babcia zajmowała się dziećmi. Ewa zazdrościła koleżankom ze szkoły dostatku: tego, że u jednej na stole stoi patera z ptasim z mleczkiem, a u drugiej widziała w lodówce masło.
Polska Janis Joplin
Kiedy Ewa podrosła, postanowiła pomóc mamie i zaczęła śpiewać w warszawskich tramwajach. Zarobione w ten sposób drobne, przekazywała do domowego budżetu. Starszy od niej brat Alek zauważył, że siostra ma dryg do muzyki, namówił ją więc, aby wzięła udział w przesłuchaniach dla amatorskich śpiewaków w klubie Stodoła. Kiedy Ewa wykonała „Summertime”, po Warszawie poszła wieść, że objawiła się „polska Janis Joplin”.
Zafascynowany jazzem Alek założył z kolegą z Krakowa zespół Bemibek i zaprosił siostrę, aby śpiewała razem z nimi. To był świetny pomysł: występy i nagrania grupy spotkały się z wielkim zainteresowaniem. Gdy formacja się skurczyła o jednego z jego założycieli, zmieniła nazwę na Bemibem. W radiu można było wówczas usłyszeć takie jej przeboje, jak „Podaruj mi trochę słońca” czy „Sprzedaj mnie wiatrowi”.
Serce jak muzyk
W 1975 roku Ewa postanowiła rozpocząć karierę solową. Od razu upomniały się o nią festiwale w Opolu i Sopocie, gdzie posypały się nagrody za efektowne wykonania. Choć młoda piosenkarka sięgnęła po bardziej popowe piosenki, ale nigdy nie brakowało w nich choćby lekkiej nuty jazzu. Hitami stały się takie jej utwory, jak „Kolega maj”, „Miłość jest jak niedziela”, „Żyj kolorowo” czy „Moje serce to jest muzyk”.
– Nagrałam mnóstwo znakomitych piosenek, które stały się evergreenami. Mimo upływu lat, żadnej się dziś nie wstydzę. Zawsze byłam bardzo precyzyjna w doborze repertuaru. Ale robiłam to bez kalkulowania. Nie było w tym żadnego wyrachowania. Po prostu głęboko zastanawiałam się, czy w danej piosence będę się dobrze czuła i czy uda mi się oddać to, czego chcieli kompozytor i autor tekstu – mówi w Plejadzie.
Od pierwszego wejrzenia
Kiedy Ewa śpiewała jeszcze w zespole Bemibek, zainteresował się nią grający w nim na basie Tadeusz Gogosz. Wyszła za niego za mąż i dała się namówić na wspólny wyjazd do Norwegii na granie w tamtejszych klubach. Ewa nie czuła się jednak dobrze w zimnym i pochmurnym kraju. Gdy na świat przyszła córka pary, Pamela, postanowiła wracać do Polski. Jej mąż wybrał jednak emigrację.
Piosenkarka znów zakotwiczyła w stolicy i została zaproszona na festiwal Jazz Jamboree. Podczas przygotowań wpadła na jednego z jego organizatorów – Ryszarda Sibilskiego. Młodszy od niej o cztery lata chłopak studiował afrykanistykę, właśnie wrócił z wyprawy na Czarny Ląd. „Wyglądał jak Indiana Jones” – śmiała się potem wokalistka. Oboje dali się porwać miłości od pierwszego wejrzenia.
Życie i śmierć
Początkowo Ewa i Ryszard żyli bez ślubu. Kiedy jednak piosenkarka, mając 45 lat, urodziła córkę Gabrysię, uznała to za dar niebios i namówiła partnera na ślub kościelny. W międzyczasie stoczyła walkę z samą sobą: dzięki radykalnej diecie schudła 20 kilo, stając się sensacją w plotkarskich mediach. Niestety: odbiło się to fatalnie na jej zdrowiu i z czasem znów powróciła do nadwagi.
Pod koniec minionej dekady Pamela zachorowała na nowotwór. Dzielnie walczyła z nim, nie chcąc zostawić dwójki swych dzieci bez mamy. Niestety: zmarła w 2017 roku. Ewa bardzo to przeżyła i postanowiła zakończyć karierę. Terapia i wsparcie najbliższych sprawiło, że trzy lata temu wróciła jednak na estradę. W drugiej połowie stycznia tego roku piosenkarka doznała kolejnej bolesnej straty: zmarł jej mąż Ryszard.
