Wisła bez bramek. Miśkiewicz znowu bohaterem
- Na piętnaście spotkań w tym sezonie, po raz dziesiąty zachował Pan czyste konto. To chyba jednak marna pociecha, że w meczu z ostatnią drużyną w tabeli akurat Pan był najlepszym wiślakiem?
- Niby byliśmy przygotowani, że Podbeskidzie tak zagra, a jednak gospodarze nas zaskoczyli tą swoją walką, ogromną determinacją. Szczególnie pierwsza połowa nas przygniotła. W drugiej było, w miarę upływu czasu, już trochę lepiej. Myślę, że rywale nieco osłabli i stąd się to wzięło.
- Błysnął Pan kilkoma interwencjami na linii bramkowej.
- To były strzały, po których piłka leciała w moim zasięgu. Nie ma co ukrywać, że gdyby rywale uderzyli bardziej precyzyjnie, bliżej słupka, to nie miałbym nic do powiedzenia. Miałem też szczęścia po tym rzucie wolnym, po którym piłka zatrzymała się na poprzeczce. Biorąc pod uwagę przebieg tego meczu, to punkt trzeba uznać za cenny, choć oczywiście chcieliśmy wygrać.
- Żeby nie było, że tylko Pana chwalimy, to proszę powiedzieć, co Pan chciał zrobić kiwając z rywalem pod swoją bramką, zamiast wybić piłkę?
- Czekałem, żeby zrobił mi trochę miejsca do wybicia, ale dobrze się ustawił. Mój błąd, bo czekałem zbyt długo. Dobrze, że nie było konsekwencji.
- Remis remisem, słaba gra słabą grą, ale fakty są również takie, że pierwszą rundę zakończyliście na drugim miejscu.
- Na przekór sceptykom, którzy twierdzili, że Wisła będzie walczyć o utrzymanie, jesteśmy po pierwszej rundzie na drugim miejscu. Nie ma się jednak co tym faktem specjalnie ekscytować, bo pół żartem, pół serio można powiedzieć, że choć runda jesienna dobiegła końca, to za kilka dni zaczyna się już u nas piłkarska wiosna… Na Zabrze musimy się skoncentrować i zagrać o pełną pulę.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+