Gdy do Krakowa wjechali uczestnicy wyścigu Tour de Pologne, pozamykano dla ruchu samochodowego ulice i zadbano o ich bezpieczeństwo. Miejscowymi rowerzystami miasto też się dobrze opiekuje?
Niestety, nie. Dla krakowskich rowerzystów miasto robi niewiele, a jeżeli już coś robi, to bardzo powoli, albo po prostu za późno. Nie dość, że nie pomagają, to jeszcze przeszkadzają. W trakcie naszej rozmowy już pewnie jakąś ulicę dla ruchu rowerowego zamknęli.
Czyli nie będziemy polskim Amsterdamem?
Zanim Kraków mógłby marzyć o amsterdamskich warunkach, musiałby doścignąć Wrocław, Gdańsk czy Pragę. Do Amsterdamu nam bardzo daleko.
Gdzie w Krakowie lepiej nie wsiadać na rower?
Fatalne dla rowerzystów jest południe miasta. Brakuje ścieżki zarówno wzdłuż Zakopiańskiej czy Wadowickiej, jak i Wielickiej. To porażka, że prawie połowa miasta jest dla rowerzysty zamknięta. Musi on jechać między tirami, albo nielegalnie - po chodniku.
Może powinniście zaprosić prezydenta na przejażdżkę rowerem z południa miasta do centrum?
Wątpię, czy pan prezydent dałby się na to namówić. Choć sam mieszka na południu miasta. Mam jednak wrażenie, że kwestia rowerzystów jest dla niego mało ważna. Wątpię, czy w ogóle potrafi jeździć rowerem.