Zostali brutalnie zamordowani w Peru przez terrorystów z ugrupowania Świetlisty Szlak. W najbliższych tygodniach okaże się, czy krakowscy franciszkanie: ojciec Zbigniew Strzałkowski (pochodził z podtarnowskiej Zawady) i ojciec Michał Tomaszek, zostaną wyniesieni na ołtarze. Ich proces beatyfikacyjny toczy się od blisko 20 lat. Decyzję ma podjąć papież Franciszek.
Piątek, 9 sierpnia 1991 roku, Pariacoto w Peru, 1250 metrów n.p.m. Franciszkanie odprawiają mszę św. w parafialnym kościele. Przewodniczy jej o. Zbigniew. W homilii mówi o wierności i zaufaniu.
Po skończonej liturgii w drzwiach kościoła stają uzbrojeni terroryści z zasłoniętymi twarzami. Wiążą ojców i wywożą ich za miasto. Tam zabijają ich strzałami w tył głowy. Zanim dochodzi do egzekucji, w samochodzie, którym jadą na rozstrzelanie, odbywa się prowizoryczny sąd.
Polscy misjonarze dowiadują się, że muszą zginąć, bo... rozdając żywność i głosząc pokój na świecie rzekomo usypiają rewolucyjną świadomość Indian. - Wszystko zdobywa się dzięki walce zbrojnej, przemoc jest jedyną drogą, by triumfować - krzyczy jeden z oprawców, wymachując bronią przed oczami związanych franciszkanów.
Na plecach ojca Zbigniewa terroryści ze Świetlistego Szlaku zostawiają tekturową kartkę z napisanymi jego krwią słowami: "Tak giną pachołki imperializmu".
W chwili śmierci ojciec Zbigniew miał 33 lata, Michał był o dwa lata młodszy. Trzeci z polskich misjonarzy - o. Jarosław Wysoczański, cudem uniknął śmierci. Gdy terroryści zaatakowali misję, był w Polsce na kilkutygodniowym urlopie.
- Jest przekonany, że ocalał dlatego, aby dawać świadectwo o niezwykłej posłudze ich życia - mówi o. Jarosław Zachariasz, prowincjał zakonu franciszkanów w Krakowie.
O. Zbigniew Strzałkowski na misji był opiekunem chorych, przyjmował pacjentów, odwiedzał ich w domach, opatrywał. Jednocześnie szukał nowych źródeł wody pitnej dla miejscowej ludności. Wieśniacy podziwiali jego pracowitość.
O. Michał Tomaszek, przez miejscowych nazywany Miguelem, miał świetny kontakt z dziećmi i młodzieżą. Prowadził dla nich katechezy.
W Pariacoto franciszkanie uruchomili agregat prądotwórczy, kanalizację i doprowadzili wodę. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat do tego zaniedbanego regionu zaczęły także przyjeżdżać pielęgniarki i lekarze. - Obaj poświęcili się całym sercem pracy na rzecz miejscowej ludności oraz głoszeniu Ewangelii, w miejscu gdzie przez lata nikt nie chciał się tego podjąć. Żyli na peryferiach cywilizacji, gdzie dotrzeć można było jedynie pieszo lub na osiołku. Część mieszkańców Pariacoto do dzisiaj obwinia się o to, że nie zrobili nic, aby zapobiec tej tragedii i uchronić polskich misjonarzy przed męczeńską śmiercią - mówi o. Jarosław Zachariasz.
Jeszcze w sierpniu 1991 roku rząd Peru przyznał pośmiertnie ojcom Zbigniewowi i Michałowi najwyższe odznaczenie państwowe: Wielki Order Oficerski "Słońce Peru", a goszczący akurat w Polsce Jan Paweł II spotkał się z o. Jarosławem Wysoczańskim i rodzinami zamordowanych zakonników oraz modlił się za nich. - Oddali życie za wiarę. To typowi męczennicy naszych czasów. Jeśli nie oni mieliby zostać błogosławionymi, to kto? - pyta Zbigniew Partyński, sołtys podtarnowskiej Zawady, kolega zamordowanego w Peru o. Zbigniewa. - Kiedy byliśmy dziećmi, graliśmy razem w piłkę, kumplowaliśmy z sobą. Ludzie dobrze go znali i cenili za to, że odważył się pojechać na misje, i to jeszcze tak daleko. Jego prymicje były wielkim świętem w całej wsi. Dlatego gdy pojawiła się informacja o jego śmierci, wszyscy byliśmy w żałobie. Bardzo mocno to przeżyliśmy - dodaje.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!