W Krakowie przygotowywano SCT z rozmachem. Miała obejmować całe miasto. Ostatecznie zamiast strefy od 1 lipca wyszło ogromne zamieszanie i zapętlenie prawne, z którego ma wyprowadzić Naczelny Sąd Administracyjny. Wszystko opóźni się więc o co najmniej rok. W tym czasie urzędnicy podejmą kolejną próbę opracowania przepisów, które mają zostać skonsultowane z mieszkańcami. Znów będą kolejne koszty.
Tymczasem w stolicy chwalą się, że od lipca wprowadzona zostanie pierwsza w Polsce SCT. Zdecydowano tam, że trzeba mierzyć siły na zamiary i nie porwano się na strefę w całej stolicy, tylko zaplanowano, że ograniczenia obejmą większość Śródmieścia i fragmenty otaczających je dzielnic. Łącznie SCT ma funkcjonować na obszarze 37 km kw., czyli 7 proc. powierzchni stolicy.
W Warszawie ograniczony zostanie wjazd dla pojazdów z silnikiem benzynowym starszych niż 27 lat lub niespełniających normy Euro 2 oraz pojazdów z silnikiem Diesla starszych niż 19 lat lub niespełniających normy EURO 4.
Obostrzenia nie będą dotyczyć wszystkich. Przez pierwsze 3,5 roku zwolnieni z nich mają być mieszkańcy stolicy (osoby zameldowane) rozliczający w niej podatki. Oszacowano, że nowe wymogi będą więc dotyczyły tylko 3 proc. pojazdów w Warszawie. Seniorzy (ukończone 70 lat do 31 grudnia 2023 r.) i osoby z niepełnosprawnością (posiadacze europejskiej karty parkingowej) będą zwolnieni bezterminowo, co potwierdzi specjalna nalepka. Takie osoby nie muszą jednocześnie być mieszkańcami Warszawy i rozliczać w niej podatków.
Mamy więc gotowiec ze stolicy, który można skonsultować z mieszkańcami Krakowa i wprowadzić z ewentualnymi modyfikacjami. Jak kolejny raz zaczniemy się zastanawiać nad odpowiednimi rozwiązaniami pod Wawelem, to znów będzie tyle pomysłów i protestów, że kolejny raz nic z tego może nie wyjść. Zawsze ostatecznie o wszystkim może zadecydować referendum. Na razie będziemy obserwować, jak strefa sprawdzi się w Warszawie. U nas mamy chaos.
Po co są strefy czystego transportu?
