Przez około 160 lat Grzegórzki i Stare Miasto oddzielał nasyp kolejowy z zielenią i drzewami. Konieczność budowy dodatkowej pary torów dla szybkiej kolei aglomeracyjnej spowodowała, że aby je pomieści muszą powstać estakady.
Początkowo pod nimi w rejonie ul. Grzegórzeckiej planowano naziemny piętrowy parking. Mieszkańcy protestowali przeciwko betonozie. Walczyli o zieleń pod estakadami, urzędnicy w końcu się ugięli i krakowianie dostali to czego chcieli… na papierze.
W 2018 roku rozstrzygnięto konkurs na zagospodarowanie terenów pod estakadami. Zwyciężyła koncepcja holenderskiego biura Ton Venhoeven c.s. Architekten B.V. Projekt zakładał m.in. nadbudowanie estakad z zadaszeniem, na którym miały znaleźć się tereny z zielenią i alejkami spacerowymi, czyli nowe Planty Krakowskie. Pod estakadami oprócz zieleni, przewidziano też m.in. miejsca spotkań kulturalnych, kawiarnie. Zaproponowano również połączenie, poprzez górną platformę, przystanku Grzegórzki z... lodowiskiem Cracovii.
Brakowało tylko lądowiska dla helikopterów, ale i tak miało być odlotowo. Wydano pieniądze na nagrody dla architektów, a później kosmiczna wizja trafiła do szuflady, bo kogo byłoby na to stać. Przygotowano tańsze projekty Parku Kolejowego. Od strony ul. Blich rozgrzebano nawet kawałek terenu, ale zabrakło pieniędzy na dokończenie alejek, stworzenie ścieżki dla rowerów i posadzenie zieleni.
W urzędzie nie tracą jednak nadziei, liczą na dotacje z Unii Europejskiej. Chociaż w poprzednich latach w kasie miasta nie brakowało milionów, przykładowo na miejską telewizję, która zasłynęła znikomą oglądalnością i sprawiła, że z Krakowa nabijano się w całym kraju.
Księżycowy krajobraz pod estakadami w centrum nikogo zapewne nie śmieszy. Ludzie omijają to odrażające miejsce szerokim łukiem. Choć zdarzają się desperaci, którzy decydują się wypić co nieco pod filarem i patrzą na każdego kto się zapuści w te ponure rewiry jak na kosmitę.
Polacy badają kosmos
