Na wiadomość e-mailową z prośbą o kontakt Monika odpowiada po całym dniu: - Przepraszam, wczoraj wieczorem wróciliśmy z Los Angeles, a dzisiaj mieliśmy urodziny naszej córki. Spędziłam pół dnia robiąc tort w kształcie pudla, a potem obsługując czterdzieścioro pięciolatków.
Prosto z oscarowej gali na kinderbal w Dublinie. Oto życie krakowianki Moniki Abrahamson, żony reżysera, którego film „Pokój” niektórzy okrzyknęli filmowym zaskoczeniem roku.
Z niskim - jak na Hollywood - budżetem, został on nominowany do Oscara w czterech kategoriach (w tym za najlepszy film i dla najlepszego reżysera), a grająca w nim Brie Larson, dotychczas dość mało znana, odebrała statuetkę za najlepszą aktorkę pierwszoplanową.
A on się roześmiał
Monika - otwarta, z dystansem do siebie, zabawna. Wzbudza sympatię już po kilku minutach rozmowy. Odważna. Po czterech latach studiowania prawa w Krakowie stwierdziła, że to jednak nie dla niej. Znajomi przestrzegali: Nie rzucaj studiów, tak mało ci zostało, nie bądź głupia. Ale ona swoje wiedziała: że chce w życiu robić to, co lubi. A że lubiła filmy, poszła na filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Może i nie zdobyłaby się na ten krok, gdyby nie wsparcie mamy. Ona nie oceniała, nie straszyła.
Te pięć lat spędzonych na maniakalnym oglądaniu filmów, długich dyskusjach o nich i spotykaniu się z pasjonatami, było jedną z najlepszych rzeczy, jakie ją spotkały. Dziś mówi: Jeśli moje dzieci kiedyś będą się zastanawiać, jakie studia wybrać, będę im doradzać filmoznawstwo. Bo to studia, które poszerzają horyzonty, a nie zawężają. Są wspaniałą przygodą.
Raz z koleżankami z roku, w sumie było ich z osiem, stopem dojechały do Cannes, gdzie odbywał się słynny festiwal filmowy. Mieszkały na campingu, w namiotach. I prosto z tych namiotów szły na czerwony dywan, żeby dostać się na jakieś premiery. Na jednej z nich poznały Stefana Laudyna, organizatora Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Tak spodobała mu się kreatywność i energia studentek z Krakowa, że postanowił je zatrudnić przy organizacji swojej imprezy.
Przez kilka lat, co roku, pracowały przy warszawskim festiwalu, zajmując się - jak mówi Monika - „szeroką pojętą obsługą gości”. - Czyli rozmowami z nimi, kierowaniem ich w odpowiednie miejsca, na interesujące ich premiery, a nawet oprowadzaniem gości festiwalowych po Warszawie. Żadna z nas nie znała wprawdzie dobrze tego miasta, ale komunikatywność i pewność siebie wystarczały - śmieje się Monika.
Na edycję w 2005 roku przyjechał początkujący wówczas reżyser, Lenny Abrahamson. Od 10 lat zajmował się reżyserią reklam, ale wystawiany w Warszawie „Adam i Paul” był jego pierwszą filmową produkcją. Monikę ten film wbił w fotel. Przez dwie godziny nie mogła się uspokoić. Koleżanki wystraszyły się tej jej histerii, martwiły się o nią.
Tego samego dnia wieczorem, na przyjęciu, zobaczyła Lenny’ego. Stwierdziła, że musi podejść, powiedzieć mu, że właśnie widziała jego film. - Chciałam tylko powiedzieć, że „Adam i Paul” to jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam. Pan jest geniuszem - powiedziała. On się roześmiał i odpowiedział: - Po tym, co pani mi powiedziała, chyba muszę się z panią ożenić.
Krakowskie wesele
Przegadali całe przyjęcie, wygłupiając się, śmiejąc. Okazało się, że mają bardzo podobne poczucie humoru, wrażliwość. Oboje mają psy, kochają te zwierzęta. Mało tego, okazało się, że Lenny ma polskie korzenie. Dziadkowie od strony ojca mieszkali przed wojną w Bieszczadach, a od strony matki - na Kresach, na terenie dzisiejszej Białorusi.
Ale następnego dnia Lenny musiał wracać do Dublina. Postanowili, że zostaną w kontakcie e-mailowym. Przez dwa miesiące tych wiadomości, które do siebie wysyłali, uzbierało się 200. I szybko okazało się, że bez wspólnych rozmów Monika i Lenny nie wyobrażają już sobie życia.
W styczniu 2006 Monika wyjechała ze swoją przyjaciółką, Asią, do Dublina. Jeszcze zanim Monika poznała Lenny’ego, miały z Asią plan, żeby po studiach wyjechać na jakiś czas do Dublina, znaleźć pracę i zarobić pieniądze na półroczną wycieczkę do Ameryki Południowej.
Minęło właśnie 10 lat, a druga część planu jest wciąż niezrealizowana. Za to Monika zdążyła przez ten czas: wyjść za Lenny’ego za mąż, urodzić syna (siedem lat temu), córkę (pięć lat temu), wspierać męża w każdej produkcji, której się podejmował i dbać o domowe ognisko. Przyjęcia dla dzieci, wyjazdy na narty, przebieranki na Halloween, wycieczki, te sprawy. Ciepłe, radosne rodzinne życie.
I kto wie, czy gdyby nie ona, Lenny zdołałby przez ten czas przemienić się z reżysera filmów reklamowych (które zresztą, Monika zawsze to podkreśla, dały mu fantastyczny warsztat) w reżysera filmów oscarowych. Na ich weselu w Krakowie Lenny śpiewał dla Moniki „Będziesz moją panią” Grechuty. I dla niej nauczył się polskiego (rozumie wszystko, choć wstydzi się mówić - jest perfekcjonistą i boi się, że pomyli końcówki deklinacji).
Przemysł wokół Oscarów
W filmowym świecie jest przesąd, że jeśli jakaś produkcja wygra festiwal filmowy w Toronto, otrzyma później nominację do Oscara. Więc od września, kiedy „Pokój” wygrał w Toronto, mówiło się, że owszem, ma niemałe szanse. Ale to, że nominacje były aż cztery, było już wielkim zaskoczeniem.
Monika dziś ze śmiechem mówi: - Żałuję, że nie postawiłam pieniędzy na to, że Lenny dostanie nominację za reżyserię. Bukmacherzy za każdego postawionego na niego dolara płacili pięćdziesiąt.
W Los Angeles byli już tydzień wcześniej. -To, co widziałam w Cannes czy w Toronto, jest niczym w porównaniu z blichtrem Oscarów. Wokół tych statuetek jest stworzony cały przemysł, miasto przez te kilka dni żyje wyłącznie galą, wszyscy mówią tylko o niej - opowiada Monika.
Więc już od wtorku zaczęły się przedoscarowe gale. Codziennie - dwie, trzy. Rano jedli śniadanie w hotelu, a później już tylko to, co uda „złapać się” na przyjęciach (na tych imprezach podaje się tylko „finger food”, czyli niewielkie przekąski). - Bary z alkoholem są otwarte, można do woli brać, co tylko się chce, ale ludzie i tak piją głównie wodę mineralną. To dla mnie był dość duży szok - wspomina Monika.
Kolejna rzecz: gwiazdy pokroju Matta Damona czy Leonarda DiCaprio chodzą otoczone wianuszkiem ochroniarzy. - W ogóle im się zresztą nie dziwię, bo gdziekolwiek się zjawią, zaraz otacza je rozhisteryzowany tłum. Stwierdzam to szczerze: bardzo im współczuję - mówi Monika. - Z Brie, z którą podczas kręcenia „Pokoju” spotykaliśmy się co piątek, zdołałam sobie tylko pomachać. Myślę, że status gwiazdy szybko da jej w kość - mówi Monika.
I dodaje: - Ja tam od hollywoodzkiego przyjęcia wolę przygotowywać te dla dzieci i chodzić z mężem do kina.
***
Lenny Abrahamson urodzony w 1966 roku irlandzki reżyser. Studiował filozofię w Dublinie. Wyreżyserował m.in. filmy: „Adam i Paul”, „Stacja benzynowa”, „Frank” oraz „Pokój”. Z Moniką mają dwoje dzieci: Maxa (7 lat) i Nell (5 lat).