- Poślizgnęłam się, bywa. Każdemu może się zdarzyć. Byłam już bardzo, bardzo zmęczona, miałam w nogach sześć biegów, w których cały czas musiałam gonić – wyjaśniała dwukrotna mistrzyni olimpijska.
Dla niej ten start, pierwszy na mistrzostwach świata w Lahti, był elementem przygotowań do jej najważniejszego biegu na tej imprezie, dla Marcisz nieoczekiwanie – bo już sam awans Polek do finału można było uznać miłą niespodziankę - stał się szansą na zdobycie ministerialnego stypendium. Zagwarantowałoby je właśnie 8. miejsce.
- Szkoda – żałowała Kowalczyk, ale od koleżanki i tak usłyszała same podziękowania.
- Było blisko, ale nie wiem, czy ja zasługiwałam na to miejsce ze swoją dyspozycją – uczciwie postawiła sprawę Marcisz, która cały ubiegły sezon straciła z powodu kontuzji. - Dałam z siebie wszystko, ale nasz rezultat to zasługa Justyny. Byłoby dziwne, gdybym jej wypominała ten upadek, bo odwaliła kawał dobrej roboty. Ona była główną postacią w naszym teamie, a ja jestem jej wdzięczna, że chciała ze mną wystartować.
Wrażenia Kowalczyk? - Chciałam pobiec dobrze i mam nadzieję, że udało mi się osiągnąć cel. Chciałam pomóc Ewelinie, żeby odzyskała wiarę w siebie i chciałam dobrze reprezentować nasz kraj. Mam nadzieję, że to wszystko mi się udało. Teraz czekamy na wtorek – stwierdziła.
Złoto zdobyły Norweżki (Heidi Weng i Maika Caspersen Falla), które wyprzedziły Rosjanki (Julia Bielorukowa i Natalia Matwiejewa) i Amerykanki (Sadie Bjornsen i Jessica Diggins).
Follow https://twitter.com/sportmalopolska