Trudno zliczyć ile ich tu jest
W Krakowie tak jak w większości polskich miast występują wszędobylskie ptaki, a wśród nich gołębie grzywacze, sierpówki, kawki, wrony siwe, sroki, sikory, dzięcioły, sowy, jerzyki, kosy, drozdy, kwiczoły, pustułki, bażanty a na ciekach wodnych: kaczki krzyżówki czy też łabędzie, które na co dzień obserwujemy tuż przy Wawelu na Wiśle. Pojawiają się również mniejsze ssaki: jeż wschodni, wiewiórka, czy kuna spotykana w ścisłym centrum Krakowa w zadrzewieniach nad Prądnikiem czy Wilgą.
Również wydra i bóbr rozprzestrzeniają się wzdłuż zadrzewionych dolin rzecznych, zasiedlając z powodzeniem cieki w centrum miasta np. Drwinkę, Wilgę, Prądnik.
- Obecnie na terenie Krakowa mamy przynajmniej 30 stanowisk, gdzie średnio na jednym żyje ok. 4-5 bobrów - dodaje dr hab. inż. Marek Wajdzik, prof. URK i członek rady naukowej PKE.
Z korytarzy ekologicznych korzystają także większe zwierzęta, m.in. dziki, sarny, łosie a także średniej wielkości ssaki: lisy, jenoty, czy borsuki. Niegdyś w Krakowie pojawił się też szop pracz.
- Kilka lat temu w Tyńcu był też widziany wilk. Jednak nie jest to informacja potwierdzona, a tropy, które zostały znalezione były rozmyte i też jednoznacznie nie wskazały, że mieliśmy tam do czynienia z wilkiem. Być może to był ten ssak, ponieważ już w rejonie pobliskich Myślenic gatunek ten jest tam stałym bywalcem, dlatego i w tych okolicach nie byłby niczym dziwnym - dodaje prof. Wajdzik.
Co przyciąga dzikie zwierzęta do miasta?
- Obecnie miasta mają formę "rozlaną" powstałą w wyniku włączenia terenów zabudowanych wraz z polami i lasami, w których zwierzęta już występowały. Z drugiej strony osoby, które zamieszkują te miasta, mają poczucie dobrze spełnianej misji przyrodniczej, ponieważ widząc te zwierzęta zimą, spieszą by je czymś nakarmić. Tym samym doprowadzają do tego, że zwierzęta widząc, że o pokarm nie trzeba walczyć, same zbliżają się do osiedli, na których mieszkamy. Później to generuje liczne problemy - dodaje prof. Wajdzik.
Jednym z przykładów, gdzie widok dzika już nikogo nie dziwi to osiedle Podwawelskie. Wieczorne wystawienie tam śmieci powoduje, że zaraz pojawia się wataha dzików, która do tych koszy się dobiera.
- W miastach łatwiej się dzikim zwierzętom żyje. Oczywiście jest część gatunków, które nie zaaklimatyzowały się do bliskości człowieka i te najczęściej w dzisiejszych czasach giną - kuraki leśne czyli głuszec i cietrzew. Jednak są również gatunki, które świetnie się w miastach czują. Jeszcze przed 50 laty nam się nie śniło, że w miastach będą mieszkały dziki, że w Tyńcu będą odbywały się jelenie gody (tzw. rykowisko) - mówi prof. URK.
Należy podkreślić, że dzikie zwierzęta niekoniecznie muszą migrować, ale po prostu rodzą się już w Krakowie i doskonale potrafią tutaj żyć.
Emilia Król z biura prasowego Urzędu Miasta Krakowa wyjaśnia - Zwierzęta wychowane w mieście tracą naturalny lęk przed człowiekiem, nie postrzegając go jako zagrożenia. Zmniejsza się i zanika ich dystans ucieczki, czyli odległość, na którą zwierzęta pozwalają się do siebie zbliżyć człowiekowi.
- My powinniśmy się nauczyć z tymi zwierzętami żyć. Jednak moim zdaniem część gatunków musi podlegać użytkowaniu choćby myśliwskiemu, ponieważ gdyby nie ono - doprowadzilibyśmy do takiej skrajnej sytuacji, że np. dziki byłyby na Plantach, na ul. Floriańskiej czy krakowskim Rynku Głównym - dodaje prof. Wajdzik.
Współpraca jest konieczna
Jak podkreśla ekspert z URK, miasto powinno się rozbudowywać w taki sposób, by zapewnić dzikim zwierzętom swobodne przemieszczanie się za pośrednictwem zielonych enklaw i zielonych mostów. Konieczne jest również, by miasto miało "zielone służby", które będą się zajmować zarządzaniem populacjami zwierząt w mieście - dodaje.
- Wszystkie ranne i chore dzikie zwierzęta, które wymagają pomocy, leczenia i rehabilitacji przekazywane są do całodobowego pogotowia dla dzikich zwierząt gatunków chronionych oraz łownych. Tam zostaje im udzielona pomoc weterynaryjna i profesjonalna opieka - wyjaśnia Emilia Król.
Problemów nie da się uniknąć
Wbrew coraz bardziej powszechnemu obyciu się mieszkańców miasta z dzikimi zwierzętami i odwrotnie, cały czas, chociaż niewielkie, istnieje ryzyko ataków bezpośrednich.
- Przestańmy się podpierać informacjami z horrorów! Tylko 5 osób w skali roku ginie w wyniku ataków rekinów. Najwięcej osób rocznie spośród większych ssaków zabijają ... hipopotamy! To liczba ok. 2,7 tys. ginących osób rocznie. Dzikie zwierzęta nie będą nas atakować, gdy nie będą czuły się zagrożone. To nie są krwiożercze bestie, które czyhają na nasze życie. To nie atak bezpośredni powinien nas martwić, ale choroby, które są przenoszone przez te dzikie zwierzęta - dodaje prof. Marek Wajdzik.
Mowa tutaj o pasożytach, które przenoszą zwierzęta np. nicieniach, tasiemcach np. wielojamowy, kleszczach (nośnik boreliozy) czy też groźnych chorobach: wścieklizna, ornitoza, toksoplazmoza, salmonelloza, sarkoptoza itp. Kluczowe jest również, by oprócz zachowania dystansu wobec tych zwierząt przez nas, zadbać również o to, by nasze wychodzące pupile nie miały z nimi styczności.
Zagrożenie również działa w drugą stronę. - Z jednej strony dzikie zwierzęta czerpią korzyści z mieszkania w mieście: mają tu pokarm, jest im cieplej i są mniej narażone na inne drapieżniki. Jednak z drugiej strony ich śmiertelność w mieście jest spowodowana choćby ruchem samochodowym lub kolejowym - dodaje ekspert - Rocznie w Krakowie ginie około 300 dużych zwierząt (saren, dzików rzadziej jeleni) właśnie w taki sposób.
- Przepisy na pyszne sałatki
- Parawany jak Koloseum. Oto najlepsze memy znad Bałtyku. Plażowanie to wyzwanie!
- Kraków pod wodą! Tak wyglądało miasto w lipcu 1997 roku. To była powódź tysiąclecia
- Morskie Oko i Rysy w godzinach szczytu. Oto najlepsze memy o turystach w Tatrach!
- Te fioletowe pola pod Krakowem to turystyczny hit. Tak kwitnie lawenda ZDJĘCIA
Wirus ASF wykryty w kolejnym województwie!
