Czym dla Pana jest droga krzyżowa?
To jest dla mnie największe duchowe przeżycie. Jako młody chłopak, przed Wielkanocą wyjeżdżałem do Kalwarii Zebrzydowskiej, by uczestniczyć w inscenizacji drogi krzyżowej. Ona zawsze dawała mi możliwość głębokiego przeżywania męki Chrystusa. Trudno opowiadać o duchowych przeżyciach. W swoim życiu bowiem widziałem już wiele, ale nie ma dla mnie nic piękniejszego niż człowiek, który idzie za krzyżem Jezusa.
Dlatego zdecydował się Pan organizować podobną jak w Kalwarii drogę krzyżową u siebie, w Piątkowej?
To była wspólna decyzja moja i żony. I oczywiście ówczesnego proboszcza Stanisława Jeguły, który musiał wyrazić na to zgodę. Poznaliśmy się z żoną na drodze krzyżowej, właśnie w Kalwarii Zebrzydowskiej. Lucyna dołączyła do naszej grupy tuż po stacji ukrzyżowania Pana Jezusa. Potem razem zatrzymaliśmy się na posiłek. Pamiętam, że podałem mojej przyszłej żonie kanapkę z rybą. W ubiegłym roku obchodziliśmy 25. rocznicę ślubu.
W tym roku droga krzyżowa w Piątkowej odbyła się już po raz 18., ściągając tłumy. Co Pan czuje, widząc tylu wiernych?
Mnie cieszy, że droga krzyżowa w Piątkowej dała inspirację do organizowania misterium również w innych miejscowościach. Przyznam jednak, że nie zwracam uwagę na liczby. Nie chodzi o licytację, ile osób przyjdzie. Droga krzyżowa to nie jest teatr. To silne, religijne przeżycie. Obserwuję to za każdym razem, gdy słyszę imponującą ciszę, jaka zapada w chwili, gdy następuje scena ukrzyżowania Jezusa. Ludzie są wpatrzeni w krzyż i nie mają wątpliwości, że są na Kalwarii. Nie patrzą na Maćka [Maciej Świder zagrał rolę Jezusa - przyp. red.], tylko są zatopieni w męce Pańskiej.
To nie jest teatr, niemniej są role do odegrania. Pan od lat jest narratorem. Ale był Pan też Judaszem...
Rola narratora pojawiła się, gdy nasza droga krzyżowa zaczęła się rozrastać. Coraz więcej osób w niej uczestniczyło, więc trzeba było wprowadzić pewien porządek. Z uwagi na tłumy nie wszyscy mogą widzieć przygotowane inscenizacje, narrator musi je więc omówić. Na początku jednak przypadła mi w udziel rola Judasza. Nikt nie chciał jej przyjąć. Po mnie przyjął ją mój brat Wojciech. Jestem pod wielkim wrażeniem, jak od lat kształtuje tę postać i jak ją przeżywa.
Uczestnicy drogi krzyżowej na pewno mówią Panu, jak oni przeżywają to Misterium?
Niemal każdy uczestnik ma swoje intencje. Wielu opowiada, jak po roku, dwóch one się spełniły. Nie chcę mówić, że w Piątkowej dzieją się cuda. Ludzie jednak doznają na drodze krzyżowej cudownych przeżyć. Jeden mężczyzna deklarował, że nie wierzy w Boga. Co roku jednak brał udział tylko w tej drodze krzyżowej. Opowiadał mi, że kiedy po raz piąty na nią poszedł, coś w nim pękło i poczuł potrzebę spowiedzi. Dziś już nie mówi, że nie wierzy w Boga.
POLECAMY NA WIELKANOC 2018:
Co Ty wiesz o Krakowie? (odc. 44)