Dwa lata temu napisał znakomitą autobiografię pt. "Uciekinier" (bo z komunistycznej Polski uciekł zaraz po studiach). To historia z energią i dystansem, zaduma nad tym, ile dobra dostał od nieznajomych ludzi dziesięciu narodowości. Nie ma w niej nic z Gombrowiczowskiego jadu "Polaka-emigranta", choć jest o tym samym - o rozstaniu, tęsknocie i miłości.
Nie mówił też zbyt wiele o własnej, heroicznej pomocy tym, którzy skuszeni łatwym zarobkiem przemytnika narkotyków trafili do zielonego piekła tropikalnych więzień; nie puszył się swoją brudną robotą w tym gorącym zakątku świata. Bo Tomek był skromny.
Nie sposób było do niego mówić "Tomaszu", kąciki jego oczu były przeorane zmarszczkami śmiechu. Nawet gdy tęsknił, to bez żalu. Baw się dobrze i bądź naszym przewodnikiem, kiedyś tam.