https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na wyspie Kraków: Raduje się serce, raduje się dusza

Jan Poprawa
Archiwum
Dzisiaj będzie o piosence, oczywiście. Ale jakże miałoby być inaczej, gdy za nami dziewięćdziesiąta rocznica odzyskania niepodległości Ojczyzny?

Małe i wielkie... Zestawienie tych dwóch słów - piosenka i Ojczyzna - tylko na pozór wygląda paradoksalnie. Jeśli bowiem przypomnieć sobie przedwczorajszy dzień jedenastego listopada A. D. 2008 - można tylko utwierdzić się w mglistym przekonaniu, że czczono go głównie piosenką. Tak, oczywiście, w wielu miejscach pięknego naszego kraju były odznaczenia i przemówienia, było zwykłe w takich chwilach okolicznościowe gadulstwo i uliczna scenografia (skromniutka nad wyraz, bo kryzys).

Tu pobiegano, tam znów zagrano. I nic. Na ulicy odnieść można było czasem dziwne wrażenie, jakby największą wartością tego wielkiego jubileuszu był fajrant, dzień wolny od pracy. Bez wzruszenia przyjmowano polityczne orędzia, przyznać trzeba - mało porywające. Polityczna farsa na szczytach przysłoniła istotę Święta. W towarzyskich rozmowach częściej słychać było kpinę niż wzruszenie, łatwiej było w towarzyskiej licytacji usłyszeć, jak zlicza się maleńkie klęski ludzików, a nie potężne zwycięstwa narodowej wspólnoty.

Krakowska "Lekcja Śpiewania" miała to, czego brakowało warszawskiej akademii - poczucie sensu i smak wspólnoty

Zwykli mieszkańcy naszego kraju wzięli już szczepionkę na propagandę. Patriotyzm jawił się więc wielu Polakom urzędowo zadekretowanym instrumentem politycznym. Może rzeczywiście wykorzystywanie tego szlachetnego słowa przez tę czy inną partię było w ostatnim czasie nadmierne? Partyjni jak zwykle nie pamiętają, że wszystkie ich organizacje są jednak mniejszościowe...
Święto narodowe ma sens wtedy, gdy wzbudza choćby cień identyfikacji w narodzie. O tym wiedzą wszyscy, nawet politycy skazani na karność wobec niepełnosprawnego przywództwa. A jednak politycy nade wszystko wierzą w skuteczność posiadanych instrumentów manipulacji społecznej. Najprostszym sposobem wciągnięcia milionów do udziału, uczestnictwa w Święcie - wydała się, jak zwykle, telewizja.

To ulubione narzędzie, które służy do pokazywania, przekazywania i propagowania. W różnych telewizyjnych obrazkach pokazywano więc, co się dzieje, zwłaszcza wybrańców robiących marsowe miny. Na koniec dnia, niczym wisienkę na torcie - zostawiono transmisję jubileuszowej "Gali" z Teatru Wielkiego. W niej przemówień było mało (na dodatek prowadzący imprezę dziennikarz niewybaczalnie zawyżył poziom kulturą, elegancją i zwięzłością - szczere gratu- lacje!), za to dominowała piosenka.

Piosenka jest dobra na wszystko. W archiwalnych złożach gatunku znajdzie się niezliczone utwory, które pasują na każdą okazję, także rocznice Niepodległości. Rzecz w tym, by z owych, często przykurzonych klejnocików ułożyć całość. Można wtedy osiągnąć skutek emocjonalny, wywołać pożądaną myśl wspólną u słuchaczy, skleić ich wzruszeniem. Zabieg wydaje się dość prosty, trzeba tylko Sztuki.

A na jej powstanie jedna jest recepta: angażuje się artystę. We wtorkowej telewizyjnej "Gali"
z prostej tej recepty nie skorzystano. Nie pomogły więc starania zasłużonych postaci polskiej estrady
(i ministra Szczepanika, któremu już śpiewanie nie przychodzi łatwo). Wszystko się zgadzało, nic nie działało. Pewnie dlatego "Gala" miała smak bułgarskiej akademii ku czci, bezsensownej całkowicie.
Zanim nad miastami i wioskami zabłysnęła łuna odpalonych z okazji "Gali" telewizorów - na Rynku Głównym Krakowa działo się coś całkowicie innego, niż w Teatrze Wielkim. Tłum walczył o śpiewniki, wydane z okazji 31. "Lekcji Śpiewania", prowadzonej przez całkowicie apolitycznych p.p. Waldemara Domańskiego i Kazimierza Madeja. Śpiewników było 5 tysięcy, ludzi - na oko - sześć razy więcej.

Ale nawet ci, dla których słowa drukowanego brakło, nie rezygnowali. I wspólnie śpiewali bądź nucili piosnki i pieśni patriotyczne, stosownie na "Lekcję" dobrane. Nie było to artystyczne, ale fantastyczne! "Lekcja Śpiewania" miała bowiem to właśnie, czego brakło warszawskiej akademii: poczucie sensu i smak wspólnoty. Klejem tej wspólnoty były piosenki.

Telewizja Polska obeszła się z prawdziwym świętem kilkudziesięciu tysięcy Polaków zgromadzonych na Rynku - dość obojętnie. Obrazki jedynej manifestacji patriotycznej ledwie przemazały się przez ekran. Rozumiem, po co komu na ekranie anonimowe twarze…

Zapewne za jakiś czas na naszej wyspie Kraków przyznawane będą jakieś nagrody. Mam dziwne przeczucie, że w gronie dostojnych jurorów znów usłyszymy: "Lekcje śpiewania? Toż to tylko piosenki!". I okolicznościowy laur zawiśnie na autorach kolejnej propagandowej broszury, której nikt nie przeczyta.

Boję się tylko, że wielotysięczne towarzystwo śpiewacze z Rynku Głównego dotrze kiedyś
do piosenek, których dziś się nie śpiewa. I przyjdzie dzień zapłaty.

Wybrane dla Ciebie

Wisła walczy o dobre miejsce przed barażami. Bruk-Bet Termalica już świętuje, ale…

Wisła walczy o dobre miejsce przed barażami. Bruk-Bet Termalica już świętuje, ale…

Będą kolejne zmiany na drodze do Morskiego Oka. Czy zwiększą bezpieczeństwo turystów?

Będą kolejne zmiany na drodze do Morskiego Oka. Czy zwiększą bezpieczeństwo turystów?

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska