Ryk silnika i odgłos łopat wirnika rozdzierających powietrze, to niemal wakacyjna codzienność mieszkańców Zakopanego. Wszystko przez loty, które odbywają się nad Zakopanem, a także starty i lądowania maszyn.
W ostatnich latach mieszkańcy zwracają uwagę na znacznie większą ilość maszyn latających nad ich głowami. Są to zarówno małe śmigłowce, którymi właściciele domów i obiektów hotelarskich docierają na miejsce zamiast samochodem, jak i duże maszyny, które na pokład zabierają po kilka osób. W przypadku dużych śmigłowców jest mowa o lotach widokowych, za które płacą turyści.
- Najgorzej jest podczas startu i lądowania. Ten hałas jest nie do zniesienia - skarży się mieszkanka Gubałówki, która przez cały weekend obserwowała startującą i lądującą maszynę.
Z takim problemem spotykają się także mieszkańcy innych części Zakopanego. - Nasiliła się ostatnio ilość lotów widokowych w Zakopanem. Tu urząd miasta jest w kłopotliwej sytuacji, bo nie mamy przepisów i narzędzi, żeby zabronić takich lotów, gdyż odbywa się to w taki sposób, że my otrzymujemy tylko wniosek o obniżenie pułapu lotu nad granicami administracyjnymi miasta. Tak naprawdę burmistrz, wójt, czy prezydent każdej gminy na terenie Polski o ilości mieszkańców więcej niż 25 tys. może, lub wręcz musi wydać zgodę na przelot poniżej pułapu 500 m. Wydając taką zgodę nie mamy wpływu na warunki techniczne lotu. Nie mamy wpływu na to gdzie ten śmigłowiec będzie lądował. Nawet nie wiemy i nie możemy tego wymagać - informuje o obowiązujących przepisach Łukasz Filipowicz, burmistrz Zakopanego. -Te lądowania odbywają się często bez żadnej kontroli na działkach prywatnych z tego co obserwujemy. Tym powinien się zajmować Urząd Lotnictwa Cywilnego - dodaje.
Władze Zakopanego wystąpiły do Urzędu Lotnictwa Cywilnego z prośbą o interpretację przepisów i wskazanie możliwości prawnych do rozwiązania problemu uciążliwych lotów. - Nie chcemy całkowicie zabronić lotów, bo ludzie mają swoje śmigłowce i chcą przylatywać do Zakopanego, ale musi to zostać uregulowane - zapowiada burmistrz.
Może być jeszcze gorzej
Ilość mieszkańców miasta wynosząca 25 tys., o której burmistrz wspomniał wcześniej jest kluczowa w przypadku wydawania pozwoleń na przeloty niższe niż 500 m. Jeżeli liczebność Zakopanego spadnie poniżej 25 tys. mieszkańców, a wszystko wskazuje na to, że może tak się stać już w przyszłym roku, to piloci nie będą musieli występować już o żadne zgody.
- Ilość ludności w Zakopanem spada i jesteśmy na granicy tej liczby 25 tys. mieszkańców. Może tak się stać, że w przyszłym roku spadnie poniżej tej liczby i wtedy nie będziemy mieć już na to żadnego wpływu. Helikoptery będą wtedy sobie latać gdzie chcą i kiedy chcą. Nie muszą nawet nas informować o przelotach, ani występować o zgody na obniżenie pułapu. Będzie wolna amerykanka - ostrzega Łukasz Filipowicz.
Miejskie lądowisko i korytarze powietrzne
Burmistrz wraz z urzędnikami szukają możliwości rozwiązania uciążliwych lotów nad miastem. Jednym z nich byłoby stworzenie na miejskich działkach lądowiska.
- Będę rozmawiać z radą miasta co z tym zrobić, bo jest może teraz czas na to, żeby uruchomić jedno licencjonowane lądowisko i wyznaczyć korytarz powietrzny, żeby nie było to uciążliwe. Mieszkańcy będą wiedzieć, gdzie latają śmigłowce, piloci będą wiedzieć gdzie mogą latać. Dodatkowo będzie jakiś wpływ do gminy i będzie to uregulowane - mówi o rozważanym pomyśle Łukasz Filipowicz.
Do czasu rozwiązania problemu hałaśliwych przelotów nad Zakopanem mieszkańcy muszą uzbroić się w cierpliwość. Władze miasta wydały ostatnio zgodę na dwa weekendy przelotów śmigłowcem podczas imprezy charytatywnej. Cały czas obowiązuje jeszcze jedna długoterminowa zgoda.
- Analizujemy prawnie co możemy zrobić ze zgodami długoterminowymi , które zostały wydane w poprzedniej kadencji. W styczniu tego roku została wydana zgoda dla jednej firmy na loty marketingowe, widokowe i szkoleniowe na cały rok. To jest do końca 2024 - informuje burmistrz Zakopanego.
