Mieszkańcy Krakowa i okolic mający działki lub ogrody załamują ręce. Ich uprawy opanowują nagie ślimaki - czarne, czerwone lub brązowe.
Zjadają warzywa, owoce i kwiaty. Nie gardzą nawet liśćmi na niewysokich drzewach i uprawami rolnymi.
- Mam już dość tej szarańczy! Sól ani wapno, którymi posypuję grządki, nie skutkuje. Pożarły mi wszystkie truskawki i zieleninę - mówi załamana pani Bożena, działkowiczka.
Ślimaków w tym roku jest tak dużo, że zjadają niemal wszystko, co tylko napotkają na drodze. Najbardziej żarłoczne są gatunki: ślinik wielki i luzytański (zwane też pomrownikami).
Do naszego kraju trafiły w latach 90. z Europy Południowej.
- Ich ekspansja trwa już od kilku lat, a to może mieć związek z ocieplaniem się klimatu - zauważa dr Magdalena Szarowska z Instytutu Zoologii UJ. Potwierdza to dr Dariusz Ropek z Katedry Ochrony Środowiska Rolniczego Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
- Jeszcze rok temu o dużych skupiskach tych mięczaków słyszeliśmy w okolicach Krakowa. W tym roku jest ich także bardzo dużo w samym mieście - przyznaje.
Więcej w czwartkowym wydaniu "Gazety Krakowskiej"