https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Największy napad w Małopolsce. Okradł ciotkę i wuja, kuzyna uderzył prętem

Artur Drożdżak
Adam K. i Michał W. w drodze na salę rozpraw sądu
Adam K. i Michał W. w drodze na salę rozpraw sądu fot. Artur Drożdżak
To był największy w zeszłym roku napad rabunkowy w Małopolsce. Jednak Ewa i Piotr wybaczyli Adamowi, że uderzył ich syna metalowym prętem w głowę, by ukraść 1,3 mln zł. Wybaczyli mu niecny postępek, bo jest członkiem ich najbliższej rodziny - pisze Artur Drożdżak.

Takie marzenia każdy 17-latek śni średnio raz w tygodniu: jak bez wysiłku zdobyć pieniądze. I to nie marne 50 złotych, ale dużą kasę, tak ze dwa, trzy tysiące. I żyć jak król przez tydzień. Za taką gotówkę kupi się pizzę, można przyjechać taksówką do dziewczyny, zdobyć grę komputerową Grand Theft Auto, napić się drogiego browara. Być kimś.
Adam marzył o takich pieniądzach, nie większych. Był realistą.

Marzenia o gotówce
Sny o dużej forsie zaczął mieć po wizycie u ciotki na Wielkanoc. Nie zwracał wtedy uwagi na pięknie zastawiony stół, choć matka o niczym innym nie gadała. Nie obchodziły go kolorowe pisanki, nie dbał o smak baranka i wizytę w kościele, bo księża od dawna wydawali się mu głupi, a msza św. nudna.

Zainteresowało go co innego: u ciotki pojawili się pracownicy i wręczyli jej sporą sumkę, ładny plik banknotów. Mógł mieć grubość pięciu centymetrów i to w samych dwusetkach.

Ciotka zaraz szybciutko zniknęła z gotówką w jednym z pomieszczeń na piętrze. Adam usłyszał jeszcze dźwięk przekręcanego w zamku klucza, drzwi do pokoju niczym sezam zamknęły się z hukiem. Wyobraźnia podpowiadała, ile może się tam kryć. Tylko wziąć.

Przed laty Adam uszczknął ciotce i wujkowi 500 zł, ale sprawa się szybko wydała, był wstyd, tyrada matki, moralizatorskie gadki o grzechu, rodzinie i takie tam bzdury. Przyznał się do winy. I choć Adam bardzo szybko zapomniał o co wszyscy mieli pretensje, to obiecał sobie jedno: nigdy więcej nie da się złapać na gorącym uczynku.

Jedynak z problemami
Ojca ledwie pamiętał, bo ten zmarł osiem lat wcześniej. W krakowskim gimnazjum 17-latek, jedynak, orłem nie był, powtarzał rok nauki, a w trzeciej klasie to już uczyć się nie miał zamiaru.

No i jeszcze ten kurator sądowy, który co pewien czas kontrolował życie chłopaka za sprawkę z kradzionymi rzeczami. Adam wziął je na przechowanie, ale przecież złodziejem nie był. Chwalił się za to, że był wolontariuszem Fundacji "Dziewczynka z zapałkami", która zajmuje się poprawą życia dzieci z ubogich rodzin.

Tak naprawdę żywiołem Adama był stadion piłkarski. Tam czuł się znakomicie, koledzy go doceniali - to nic, że głupi dziennikarze pisali o nich wulgarnie: kibole. Była zabawa, wyjścia na mecze, maczety w kieszeni, alkohol, fun.

Raz trzeba było się tłumaczyć, skąd Adam miał w pokoju pistolet gazowy i kominiarkę. Kto ją znalazł przez przypadek? No, ciotka z wujkiem, gdy przyjechali z wizytą z domu koło Suchej Beskidzkiej. Na szczęście matka go wytłumaczyła, że "jest kibicem Wisły i do tego są mu potrzebne takie rzeczy". Ciotka uwierzyła, wujek nie.

Bogaci wujkowie
Już wtedy Adam domyślał się, że są niebotycznie bogaci. Własna firma, stolarnia, kilkunastu pracowników, baza transportowa - na to trzeba mieć sporo kasy, ale co tam, bogacze to mają życie, nie to co on, uczeń gimnazjum.

Matka dawała mu kieszonkowe, ale to marne grosze, a żyć trzeba. Wstyd nie postawić kolegom piwa, trzeba zaimponować laskom, bo lecą tylko na takich "przy forsie".

Dobrze że choć mógł liczyć na kumpli. Najwierniejsi z wiernych to dwaj bracia: Michał, 20-latek, uczeń technikum ekonomiczno-handlowego i Mateusz, gimnazjalista, 16-latek. Adam wiedział, że mogą od ojca pożyczyć samochód, a miał pewien plan...
W kwietniową noc bawił się z kolegami, pił wódkę, potem piwo w lokalu "Byczy Grill". Około południa zadzwonił wujek, Piotr B.

- Będziemy dziś u was z wizytą w Krakowie. Znajdziecie dla nas czas? - pytał.

Adam w imieniu swoim i matki odpowiedział, że czekają. Błyskawicznie wytrzeźwiał. Podjął w jednej chwili decyzję, że jest znakomita okazja do skoku na kasę wujka. Podejrzewał, że przyjedzie z ciotką i trzema synami. Dom pod Suchą będzie pusty. Wymarzona okazja do napadu.

Gotowi wspólnicy
Adam zadzwonił do braci. Umówili się na boisku, potem ruszyli do ich domu.Stamtąd zabrali kominarki, ręczny miotacz gazu pieprzowego i stalowe, półmetrowe pręty.

Michał siadł za kółkiem opla combi. Ojcu powiedział, że na chwilę pożycza samochód, by pojechać po rower dla kolegi. Faktycznie, podjechali jeszcze pod dom Adama, który upewnił się, że wujek i ciotka przyjechali z wizytą. Zobaczył ich samochód, zrozumiał, że są na mszy w kościele.

Wspólnicy pojechali dalej. Po drodze zatrzymali się na stacji benzynowej w Krakowie. Tam zarejestrowały ich kamery monitoringu.

Atak na kuzyna
Na miejscu byli szybko. Wcześniej w lesie zdjęli tablice rejestracyjne auta. Założyli kominiarki i podeszli do domu rodziny B.
Adam był pierwszy. Dla pewności zapukał do drzwi. Niespodziewanie otworzył mu Wojtek , syn właścicieli. Na widok zamaskowanych twarzy próbował zamknąać drzwi, ale bandyci je zablokowali prętem, a Adam użył gazu pieprzowego. Weszli do środka i obezwładnili domownika.

- W domu jest jeszcze mój brat, są też kamery, które was nagrają - mówił Wojtek.

Bandyci nie uwierzyli. Adam skoczył na piętro i siekierą podważył drzwi do pokoju. Z Mateuszem splądrowali szafki. Zauważyli pieniądze w dwóch pudełkach po butach.

Skoczyli do wyjścia. Zobaczyli, że Michał szarpie się z ofiarą. Wojciechowi B. prawie udało się uciec, wyrwał się, wybiegł z domu.
- Pomocy, ratunku! - krzyczał. W ostatniej chwili został złapany przez Adama i jego wspólnika. Wciągnęli go do środka, Adam uderzył go metalowym prętem w głowę, polała się krew. Michał pokazał, że ma w ręce nóż wzięty z kuchni. Posadzili mężczyznę na krześle i przywiązali. Po chwili uciekli i zostawili skrępowaną ofiarę.

Wojciech sam się oswobodził. Bandytów gonił jego drugi brat Edward, który widział odjeżdżające auto.

Wtedy to przez przypadek Adam rozbił siekierą szybę w pojeździe. Po drodze zatrzymali się, by założyć tablice rejestracyjne i wyrzucili siekierę, nóż, pręty i kominiarki. Pieniądze podzielili po równo.

Zasadne podejrzenia
Pokrzywdzeni od razu wskazali policji Adama, jako osobę, którą podejrzewają o dokonanie napadu. Policja zjawiła się u niego następnego dnia.

- Nic nie wiem o żadnym rabunku - kłamał.

Gdy w piwnicy znaleziono kradzione pieniądze zmienił zdanie i wskazał wspólników. On i bracia nie zdążyli wydać jednej złotówki ze skradzionej fortuny. Po przeliczeniu okazało się, że zabrali 1 mln 311 tys. 552 zł i 3 gr oraz blisko 6 tys. euro. Rodzinę B. najbardziej zabolało to, że napadu dokonał ich siostrzeniec. Ewa B. popłakała się na rozprawie, przyjęła przeprosiny, bo jakże inaczej. Podobnie jej mąż Piotr. Najtrudniej przyszło to ich pobitemu synowi Wojciechowi B.

Sąd zdecydował o umieszczeniu nieletniego Mateusza W. w zakładzie poprawczym, ale wykonanie wyroku warunkowo zawiesił na trzy lata próby. Zdecydował, że 16-latek ma kontynuować naukę i będzie oddany pod dozór kuratora.

Michał W. i Adam K. zostali skazani na 4 lata więzienia. Wyrok jeszcze nie jest prawomocny.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska