Marcin G. mechanik w firmie transportowej, przyznaje się do winy. Był wcześniej karany za narkotyki i uszkodzenie ciała. Od lutego br. pozostaje w areszcie tymczasowym.
Do napadu doszło dwa lata temu w lipcu 2017 r. tuż przed północą. Czterech mężczyzn weszło na posesję biznesmena i zapukali do drzwi domu. Dwaj z nich mieli kominiarki na twarzach. Gdy otworzył im syn gospodarza otrzymał dwa uderzenia pięścią w głowę. Zaatakowany rzucił się do ucieczki i zdołał za sobą zamknąć drzwi do ganku.
Jeden ze sprawców rozbił w nich szybę i wówczas się skaleczył w rękę. Później udało się ustalić, że krwawe ślady zostawił Marcin G. Bandyci wdarli się do środka i zaatakowali całą rodzinę. Gospodarzowi zadali uderzenia i zaczęli go kopać. Potem przystawili mu broń palną do głowy. Jego żonie grozili maczetą, a syna zranili siekierą uderzeniem w prawą nogę. Zrabowali jedynie laptop, choć spodziewali się większej gotówki.
Dopiero w tym roku udało się zatrzymać jednego z napastników. Potwierdza swój udział w zajściu, ale zasłania się niepamięcią co się wtedy właściwie stało i z kim wówczas był. Zapowiada, z chce się w sądzie dobrowolnie poddać karze. Grozi mu od 3 do 15 lat więzienia.
FLESZ - 10 matek, które zmieniły świat
