Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz jedyny syn był sensem życia. Teraz wstaję tylko, by iść na jego grób

Halina Gajda
Tomasz Ciślak, 18-latek z Bieśnika, zginął w tragicznym wypadku drogowym na ekspresówce. Rodzice, Mariola i Krzysztof, liczą na surowy wymiar kary dla sprawcy zdarzenia, Mateusza G.

Nie ma już dla mnie świata, nie ma życia, domu. Wstaję, bo muszę. Raczej tylko po to, by iść na cmentarz, do syna - ociera płynące po policzkach łzy Mariola Ciślak, mama 18-letniego Tomka, który zginął w wypadku samochodowym. Był jedynakiem.

Poranek jak cała wieczność

- Przez lata strzegliśmy Tomka jak oka w głowie. Przecież to on miał nas pochować, zająć się nami na starość. Tymczasem zostaliśmy sami - wzdycha Krzysztof Ciślak, tata chłopca.

Dzień 2 czerwca 2015 roku zapamiętają do końca życia. Nad ranem, około godz. piątej, przed ich dom podjechał radiowóz. Już wtedy coś szarpnęło sercem pani Marioli. Jeden z policjantów zawołał pana Krzysztofa na zewnątrz. Pani Mariola przez niedomknięte drzwi usłyszała: „Wasz syn nie żyje”. Więcej nie pamięta.

Stolica zamiast Krakowa

Tomek chodził jeszcze do szkoły. Uczył się na kelnera w gorlickiej budowlance. Powiedzieć, że lubił swój zawód, to za mało. On to po prostu to kochał. Szybko dał po sobie poznać, że można na niego liczyć, że jest solidny. Najmował się do pomocy przy weselach, przyjęciach. W czarnych spodniach i kamizelce, białej koszuli z muszką - profesjonalny w każdym calu. Coś tam podgotowywał w domu, ale zdecydowanie bardziej wolał podawać.

Dzień przed tragedią, w poniedziałek, poszedł normalnie do szkoły. - Po południu zadzwonił, że jedzie z kolegą do Krakowa po sprzęt do firmy. Gdybym wiedziała, że tak naprawdę jedzie do Warszawy, absolutnie bym się nie zgodziła - opowiada cicho mama Tomka. - To był pierwszy raz, gdy nas okłamał. Musiało mu zależeć na tym wyjeździe, a wiedział, że na tak daleką podróż nie pozwolilibyśmy - dodaje.

O tym, gdzie w rzeczywistości pojechał, dowiedziała się dopiero z SMS-a. - Było po godz. 20, gdy napisał, że dojeżdżają do stolicy. Zdziwiło mnie to bardzo. Zadzwoniłam, pytając, co to ma znaczyć. Odpowiedział, że wszystko mi wyjaśni, jak tylko wróci do domu - wzdycha pani Mariola.

Ostatnia wiadomość od Tomka przyszła kilka minut po godz. 23. Pisał, że wracają, że był wypadek i są straszne korki, ale około godz. drugiej powinien być już w domu. - Spokojnie poszłam spać. Do głowy by mi nie przyszło, że niebawem wypadek spotka również jego - mówi mama Tomka.

Wpadli na ciężarówkę

Było przed godz. 1 w nocy, gdy w Starych Żdżarach pod Białobrzegami, na prostym odcinku ekspresówki, osobowy golf, w którym jechał Tomek, uderzył w tył ciężarówki. Chłopiec nie miał na to wpływu, bo był pasażerem. Jego rodzice trochę szczegółów znają z policyjnych akt. Ciężarowy MAN przewoził bydło. Kierowca specjalnie wybierał na jazdę późne godziny nocne, zważywszy na ładunek.

- Zeznał policji, że osobówka uderzyła w niego tak mocno, iż zepchnęła go na barierki zamontowane wzdłuż pobocza. Ciężarówka szorowała po nich bokiem, bo kierowca nie mógł zahamować. Po ekspertyzie biegłego okazało się, że samochód ze zwierzętami przejechał tak ponad sto metrów, zanim w końcu się zatrzymał - relacjonują Ciślakowie.

Zarówno Tomek, jak i kierowca zostali zakleszczeni w środku osobówki. Przód samochodu był całkowicie zniszczony. Z pomocą przyszli dopiero strażacy, którzy rozcięli karoserię.

- Lekarz na miejscu stwierdził śmierć Tomka. Potem, z kolejnego raportu biegłego dowiedzieliśmy się, że przyczyną było między innymi złamanie podstawy czaszki. Nie wiemy, jak do niego doszło, skoro biegły stwierdził, że Tomek był przypięty pasami - zastanawiają się.

Analizują materiały zgromadzone przez policję, szukają jakiegoś śladu, przyczyny, odpowiedzi na pytanie: co się tam stało. Od policji w Białobrzegach dostali rzeczy syna: dowód osobisty, prawo jazdy, które dopiero co zrobił, srebrną obrączkę, łańcuszek z krzyżykiem, podręczniki, bluzę, kilka innych osobistych przedmiotów. - Nie dostaliśmy telefonu ani zegarka. Gdy pytaliśmy policję, co się z nimi stało, odpowiedzieli nam, że była noc, że auto było cięte, że te przedmioty nie mają znaczenia dla sprawy - opowiada pan Krzysztof. - Dla nas mają wielkie znacznie. Należały do syna - mówi.

Codzienny rytuał to odwiedziny Tomka na cmentarzu. Pani Mariola pali świeczkę, głaszcze zimny kamień nagrobny. - Codziennie zmuszam się, żeby wstać. Mówię sobie: jeszcze pięć minut, jeszcze chwila. Robi się południe - mówi ze łzami w oczach. - To Tomek wnosił radość w nasze życie. Teraz jest przerażająca cisza - wspomina.

Sąd dopiero przed nimi

Wszystkie opinie, analizy, wyniki badań technicznych zostały opracowane. Kierowcy golfa, Mateuszowi G., został postawiony zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Grozi mu od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.

Jeszcze w październiku Sąd Rejonowy w Grójcu przesłał akta sprawy do okręgówki w Radomiu. Ten zaś zdecydował, że sprawę poprowadzi sąd w Gorlicach. Dokumenty dotarły tu w połowie grudnia. - Na razie nie ma jeszcze terminu pierwszej rozprawy - powiedział nam sędzia Bogdan Kijak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Nowym Sączu.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska