To spadło na nas jak grom z nieba - opowiada Agnieszka Dziubacka-Lisowicz, mieszkanka Męciny Wielkiej. - Nagle okazało się, że właściciel fermy drobiu, która znajduje się powyżej naszych domów, chce w kolejnym budynku prowadzić chów kur - dodaje. Obawy związane z inwestycją są konkretne: chodzi o nieprzyjemny zapach.
Kurczaki są tu od lat dziewięćdziesiątych
Na terenach byłej spółdzielni rolniczej w Męcinie Wielkiej swoją działalność prowadzi Łukasz Jarmo. Firma działa od lat dziewięćdziesiątych, zajmuje się produkcją drobiu, a tak dokładniej hodowlą brojlerów.
Jeden cykl produkcyjny to około 30 tysięcy kurczaków. Takich cykli w roku jest pięć.
- Kupiliśmy teren i budynki - opowiada Łukasz Jamro. - Włożyliśmy w to miejsce wiele pracy. Teraz jest to bardzo nowoczesny obiekt. Śmiało mogę powiedzieć, że jest wzorcowy - dodaje.
Kilkadziesiąt metrów poniżej budynku, w którym Jamro prowadzi działalność, stoi kolejny, to również pozostałość po spółdzielni. Niegdyś był to magazyn. Teraz jego część zajmują trzy mieszkania, reszta należy do wspomnianego przedsiębiorcy.
- Muszę tu zaznaczyć, że jesteśmy właścicielami naszych lokali - mówi pani Agnieszka. - Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że z jednej strony sąsiadujemy z fermą, ale nie spodziewaliśmy się, że możemy mieć takie samo sąsiedztwo z drugiej strony - mówi dalej.
Uciążliwość to przykre zapachy i hałas, które dochodzą z hodowli. - To nasze największe problemy - dodaje Marcin Mikrut.
Mężczyzna mieszka w tym samym budynku, co pani Agnieszka. - Cały teren wokół to Natura 2000, a kilkadziesiąt metrów dalej jest granica Wapiennego, uzdrowiska - przypomina.
Mówi, że są takie dni, gdy nie da się otworzyć okna, nie mówiąc o wywieszeniu prania czy zwykłym spacerze.
Inwestor: zamontowałem najnowsze instalacje
Problemy z zapachami świetnie rozumie Łukasz Jamro, ale nie do końca zgadza się z opinią mieszkańców. Twierdzi, że zrobił wszystko, by je ograniczyć.
- Zainstalowaliśmy wydajny i cichy system wentylacyjny - mówi. Twierdzi też, że są to najnowocześniejsze, dostępne na rynku rozwiązania. - Jeśli ktoś wskaże mi lepsze instalacje, to je zamontuję - deklaruje Jamro.
Dla mieszkańców problemem są plany rozwoju firmy i poszerzenie hodowli, a konkretnie adaptacja kolejnego budynku na potrzeby kurnika. Twierdzą, że ten jest zbyt blisko szkoły i placu zabaw.
Lista obaw jest znacznie dłuższa. Mają wątpliwości co do sposobu, w jaki z fermy usuwane są odchody oraz padłe sztuki drobiu. Podejrzewają, że nieczystości wypuszczane są do kanalizacji, a martwe ptaki utylizowane na miejscu.
Doszło do tego, że ferma została skontrolowana przez inspekcję weterynaryjną, a nawet nadzór budowany.
W piśnie pokontrolnym, Andrzej Sokacz, powiatowy lekarz weterynarii, nie wskazał żadnych uchybień. Sokacz stwierdził w nim, że ferma ma wszystkie konieczne zabezpieczenia, stężenie gazów - dwutlenku węgla, siarkowodoru i amoniaku nie jest przekroczone. To samo dotyczy hałasu. Firma ma podpisane umowy na odbiór padłego drobiu, są również potwierdzające to faktury. - Obornik z kurnika odbierają okoliczni rolnicy. Wykorzystują go do nawożenia własnych pól - informuje w piśmie Andrzej Sokacz.
Zastrzeżeń nie ma też powiatowy inspektorat nadzoru budowlanego.
Plany na gospodarstwo ekologiczne
Jamro twierdzi, że nigdy nie miał w planach uruchamiania kolejnej fermy.
- W zamyśle miało to być gospodarstwo ekologiczne - opowiada nam. - Mamy na to potrzebne certyfikaty - zapewnia z całą mocą.
We wspomnianym, ekologicznym gospodarstwie miałaby być prowadzona hodowla nie więcej jak 1983 kur.
- Tak dokładna liczba wynika z zapisu we wspomnianym certyfikacie - wyjaśnia dalej.
Mówi wprost: ta firma to źródło dochodu jego rodziny. Od jej działania, ale też rozwoju zależy ich byt. Choćby z tego względu nie może sobie pozwolić na żadne działania odbiegające od obowiązujących w takich hodowlach zasad. - I nie robiłem i nie robię niczego nielegalnego. Przecież cały ten teren, zresztą łącznie z mieszkaniami, jest w aktualnym planie zagospodarowania oznaczony jako gospodarstwo hodowlane - mówi. - Tak naprawdę, to mógłbym nawet w tej części sąsiadującej z mieszkaniami przez ścianę prowadzić jakąś hodowlę - dodaje.
Przywoływany certyfikat obowiązuje do listopada tego roku.
- Płynne nieczystości odbiera od nas MPGK z Gorlic - dodaje Jamro. - Mam na ma to wszystko pokwitowania, więc nie można mi zarzucić, że robię coś nielegalnie - dodaje.
Zapewnia, że nie chce żadnych konfliktów z sąsiadami.
Po ratunek poszli do gminy
Ani wyniki inspekcji, ani zapewnienia hodowcy, jednak nie przekonują mieszkańców. Ze swoimi wątpliwościami zwrócili się do gminy, do wójt Małgorzaty Małuch. - Staram się rozmawiać z jedną i drugą stroną - relacjonuje wójcina.
Z jednej strony podziela obawy mieszkańców, z drugiej musi działać w zakresie obowiązującego prawa.
Uruchomiła też procedurę zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego, tak by w Męcinie nie mogło powstać nawet ekologiczne gospodarstwo drobiarskie. Rozmawiała już z inwestorem. Poinformowała go o planach. - Myślę, że w ciągu kilkunastu dni uda nam się przygotować odpowiednie dokumenty - zapowiada.
Wstępem ma być deklaracja hodowcy, że w „dolnym” budynku nie będzie kurczaków.
Zbiorowa troska o środowisko
Wyjaśnienia, opinie, protokoły pomiędzy sprzeciwiającymi się mieszkańcami a różnymi instytucjami kontrolnymi trwają co najmniej od połowy minionego roku. Poza tym to nie pierwszy taki protest. Przed laty podobne dotyczyły planowanego wysypiska śmieci.
- Mocno stawiamy na turystykę, dlatego sprawy ekologii są dla nas ważne - podkreśla Małgorzata Małuch. - W tej trudnej sytuacji, próbujemy znaleźć wspólne rozwiązanie - dodaje.
Inwestor zrezygnował ze swoich planów. Na dowód swojej dobrej woli, zdemontował w spornym budynku wszelkie instalacje służące hodowli. Znalazły się one w starej części firmy.
- Jestem gotów spisać z gminą oficjalne, wiążące mnie porozumienie - zapowiada Jamro. - Rozmawiałem już z panią wójt i jak tylko zakończy się urlop radcy prawnego gminy, to z chęcią podpisze taki dokument - dodaje.