Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie śmiejmy się z Lecha Wałęsy

Jerzy Surdykowski
Spotkałem niedawno znajomego, któremu - jak zdążyłem zauważyć - czasami podśmierdują nogi. - Dość dyskryminacji! - zawołał na mój widok. - Koniec z kryciem się po kątach! Zakładamy stowarzyszenie pod nazwą Musicie Uznać Smród i żądamy równouprawnienia. Nie będziemy dłużej ukrywać naszej orientacji, maskować jej dezodorantem czy innym fałszywym pachnidłem. Cuchnące jest piękne!

- Przecież moje nie śmierdzą… - nie pojmowałem, że daję dowód kiepskiej inteligencji i politycznej niepoprawności.
- Bo ty także jesteś nasz, tylko jeszcze nie potrafisz przełamać obyczajowych barier! - agitował znajomy. - Wystarczy przez miesiąc nie prać skarpetek, aby zrozumieć jak wspaniałych przeżyć dostarcza nasza wspólnota i jak uzasadniona jest nasza duma!

- Ale jeśli komuś przeszkadza? - oponowałem nieśmiało. - Ostatnio na przykład w tramwaju…
- Zacofana odorofobia, spotykana głównie w kręgach radiomaryjnych - stwierdził stanowczo. - Nikt nie ma prawa tamować naszej wolności. Nie darmo skrót nazwy stowarzyszenia brzmi MUS!

Nie miałem więc innego wyjścia jak podpisać deklarację członkowską, choć skarpetki potajemnie piorę nadal. Ale przemykając się do domu po cichutku i pod murem - aby tylko nikt nie wyniuchał braku smrodliwości - napotkałem innego znajomego, o którym sądziłem że wciąż przebywa w kryminale, odsiadując wyrok za drobne przestępstwa.

- Ty pewnie myślisz w sposób zacofany, że siedziałem za kradzieże! - złapał mnie za guzik. - A ja jestem po prostu chory na kleptomanię i powinno spotkać mnie wsparcie, a nie kara. Znalazłem pod celą wielu takich jak ja, będziemy domagać się tolerancji i dotacji z NFZ na leczenie sanatoryjne. Kleptomani są uczciwi inaczej!

Gdy już dotarłem w domowe pielesze, w stercie zaległych gazet znalazłem teksty wyrażające oburzenie po pamiętnej wypowiedzi Lecha Wałęsy, który trochę powarczał na homoseksualistów, uznał, że prawa mniejszości powinny być proporcjonalne do jej liczebności, a "kochający inaczej" - jeśli już ktoś z nich zostanie wybrany do Sejmu - powinni siedzieć w tylnych ławkach, a najlepiej za murem. Chciałem już podzielić uczucia mądrzejszych i bardziej utytułowanych publicystów, wysmażając stosowny felietonik do nieocenionej "Gazety Krakowskiej". Niech i mój cieniutki pisk zabrzmi w gromkim chórze słusznie potępiającym homofoba. Nawet jakaś amerykańska gazeta napisała, że były prezydent jest nie tylko stary, ale i przestarzały. Ale wkrótce w długopisie wysechł mi tusz, a w komputerze zacięły się klawisze. Bo może legenda "Solidarności" wcale nie nagadała staroświeckich bzdur, tylko w swoim przejaskrawionym stylu postawiła wstydliwie dziś omijany przez "polityczną poprawność" problem granic tolerancji?

Oczywiście, homoseksualista jest takim samym człowiekiem jak ja, nie wolno ograniczać mu praw i wyganiać do ostatniej ławki, ani tym bardziej za mur. Ale czy to znaczy, że mam polubić styl życia i wartości, które toleruję, uznać je za równe moim, a może i lepsze? Jeśli są ludzie, którzy mniemają, że dwa razy dwa równa się pięć, to czy mam przyznać - w imię tolerancji - że oni też mają trochę racji? Demokracja stawia wymagania nie tylko większości, która powinna być wielkoduszna, ale także tolerowanym mniejszościom. Wymaga od nich skromności i poczucia miary. To są także cnoty, bez których demokracja nie może funkcjonować, tak jak bez tolerancji. Jeśli w wielu krajach zachodnioeuropejskich - a powoli i u nas - muzułmanie stają się liczebną mniejszością, to musimy pogodzić się z widokiem kobiet o zasłoniętych twarzach na naszych ulicach. Ale czy europejskim muzułmanom przystoi budowanie minaretów wyższych niż wieże średniowiecznych katedr? Czy objawem nietolerancji jest sprzeciw otoczenia wobec wzmocnionego przez megafon śpiewu muezina o piątej rano?

Podobnie z homoseksualistami. Zapewne potrzebna jest jakaś forma rejestracji ich związków, bo oni także mają prawo do wzięcia odpowiedzialności za drugiego człowieka. Ale zrównywanie tych związków z małżeństwem? Nachalna propaganda ich seksualności? To już nie jest żądanie tolerancji, tylko odstąpienia od moich wartości. Mam prawo ich bronić. Państwo jest po to, aby mnie wspierać, niezależnie od tego, czy odstąpienia żąda hałaśliwa mniejszość czy też milcząca większość.

***
Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska