Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie stać ich na legalizację mostu, który wybudowali 17 lat temu. Przedszkolanka im pomoże

Ewelina Skowron, Jerzy Cebula
Bronisława i Józef Dudczakowie w 1998 r. wybudowali nielegalny przejazd do domu. Teraz mają 	go rozebrać lub zapłacić 125 tys. zł. Katarzyna Obarzanek spod Warszawy postanowiła im pomóc
Bronisława i Józef Dudczakowie w 1998 r. wybudowali nielegalny przejazd do domu. Teraz mają go rozebrać lub zapłacić 125 tys. zł. Katarzyna Obarzanek spod Warszawy postanowiła im pomóc Jerzy Cebula
Katarzyna Obarzanek, która prowadzi prywatne przedszkole w Wólce Kosowskiej pod Warszawą, chce sfinansować budowę mostu, prowadzącego do domu państwa Dudczaków. Kobietę poruszyła historia małżeństwa, które po powodzi w 1997 r. własnoręcznie odbudowało zerwaną przeprawę, bazując na materiałach otrzymanych od gminy. Po latach okazało się, że zrobili to nielegalnie. Nadzór budowlany nakazał rozbiórkę mostu, albo zapłatę 125 tys. zł za jego legalizację.

Nie stać ich na legalizację mostu, który wybudowali 17 lat temu

Dzień przed Wigilią Czytelnicy "Krakowskiej" poznali historię państwa Dudczaków z Barcic Górnych, którzy muszą wyburzyć samowolę budowlaną lub zapłacić za jej legalizację 125 tys. zł. Katarzyna Obarzanek, prowadząca prywatne przedszkole w Wólce Kosowskiej pod Warszawą, po naszym artykule i audycji interwencyjnej w Polsacie, zadeklarowała sfinansowanie budowy mostu dla rodziny Dudczaków. Zna Sądecczyznę, bo przyjeżdżała tu na wakacje z rodzicami. Poza tym autorka reportażu Polsatu jest jej bliską znajomą.

Jak pisaliśmy, w 1997 roku wielka powódź zerwała jedyną drogę prowadzącą do domu Dudczaków, czyli most na potoku Grabowiec. Rodzina zwróciła się o pomoc do gminy. Otrzymała dwie tony cementu i dwie płyty drogowe. Dudczakowie sami odbudowali przeprawę. Betonowy most został wykonany tak solidnie, że oparł się kolejnym kilku powodziom. Ale po siedmiu latach jego użytkowania nadzór budowlany wykazał, że budowla jest nielegalna.

Po długich perypetiach administracyjnych, sprawa stanęła na ostrzu noża. Rodzina musi zburzyć konstrukcję albo zapłacić 125 tys. złotych. A na to nie stać małżeństwa opiekującego się niepełnosprawnym adoptowanym synem. Od decyzji nadzoru budowlanego odwołali się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie. Czekają na jego decyzję.

To nie sprawa gminy

Mostek został posadowiony jednym filarem na gruncie należącym do sąsiadów, drugi tkwi na działce gminnej. Jednak burmistrz Starego Sącza Jacek Lelek uważa, że gmina nie jest tutaj stroną. - Mnie jest żal państwa Dudczaków, bo zostali postawieni w sytuacji dramatycznej. Od dłuższego czasu próbujemy znaleźć dobre wyjście, ale wszyscy rozbijamy się o prawo, którego musimy przestrzegać - mówi Jacek Lelek. - To jest ich prywatny most. Żeby partycypować w kosztach legalizacji, jakie nakazał nadzór budowlany, musielibyśmy wykupić prawa do tej przeprawy. Kiedyś nikt się takimi sprawami nie zajmował.
Burmistrz podkreśla, że podczas klęsk żywiołowych, gdy ludzie w jednej chwili tracili dobytek, czy tak jak w przypadku Dudczaków, jedyny dojazd do domostwa, liczyła się tylko szybka odbudowa i zminimalizowanie strat.

Biorę sprawy w swoje ręce

- Ci ludzie nie mogą dłużej czekać na to, co zdecydują urzędnicy. Dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce - powiedziała nam wczoraj Katarzyna Obarzanek. - Jestem w stanie pokryć koszt budowy mostu. Znam też prawników, którzy zajmą się stroną prawną tej inwestycji.

Zleciła już firmie wycenę budowy mostku. - Są dwie możliwości - dodała. - Albo to będzie obiekt betonowy i wtedy koszt wyniesie ok. 5 tys. zł, albo nieco tańsza drewniana przeprawa. W każdym razie nie ma mowy, by budowa łącznie z opłatą wszystkich pozwoleń, zbliżyła się do żądanej kwoty legalizacji obecnego mostu. Ten trzeba będzie zburzyć. - Cieszymy się, że ktoś w końcu zaoferował nam realną pomoc - mówi Józef Dudczak. - Mam nadzieję, że tym razem ktoś zadba o to, aby wszystko było w porządku. Chciałbym również, by nowy most powstał całkowicie na moim gruncie. Być może skończą się wtedy wszystkie nasze problemy - dodaje mieszkaniec Barcic. a

Wspomnienie powodzi

Byliśmy pośrednikiem
- Kazimierz Gizicki, zastępca burmistrza Starego Sącza: - W 1997 roku Sądecczyznę nawiedziła pierwsza z serii wielkich powodzi w ostatnich latach. Z dokumentów, jakie posiadamy, wynika, że w samej gminie Stary Sącz straty spowodowane przez wezbrane rzeki i potoki szacowano na ok. 10 mln zł. Takich zerwanych mostów, jak przy domu państwa Dudczaków, było więcej. Również na potoku Grabowiec. Na wieść o stratach zaczęli zgłaszać się do urzędu spontanicznie różni darczyńcy. Jedni przynosili koce, materace, odzież, inni żywność. Byli też przedsiębiorcy, którzy deklarowali pomoc w postaci różnych materiałów budowlanych. To wszystko trafiało, poprzez urząd, do potrzebujących. Ponieważ w naszej dokumentacji nie ma śladu, aby gmina sama wydała pieniądze na cement i płyty betonowe dla państwa Dudczaków, materiały te musiały więc pochodzić od darczyńców.

Ludzie sobie wtedy bardzo pomagali
- Marian Cycoń, poseł PO. W 1997 roku był burmistrzem Starego Sącza:
- Z tamtej powodzi zapamiętałem wielką tragedię ludzi, spontaniczność w niesieniu pomocy i zaradność.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska