Premier zrazu zadowolił się deklaracją swego ministra sprawiedliwości, że jego wypowiedź o niemieckich eksperymentach na importowanych z Polski ludzkich zarodkach została zmanipulowana przez dziennikarzy. Teraz już wie, że te słowa Gowin rzeczywiście powiedział i "wyprawił" go z nimi na rozmowy z Angelą Merkel.
Czy minister zapłaci za manipulowanie manipulacją, dowiemy się z kolejnego odcinka serialu "Nie lubię poniedziałku" z Gowinem w roli głównej. Póki co warto odnotować ważną zmianę jaka w nim zaszła i świadczy o tym, że stał się rasowym politykiem. Rasy, niestety, w obyczajach polskiej.
Dotąd należał do nielicznych polityków, którzy w razie kłopotów nie zrzucali winy na wredne media. Odkąd w 2005 roku wszedł najpierw do Senatu, potem do Sejmu, jest ich ulubieńcem. Ten dawny dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Znak" ma talent medialny, ale też wielu wpływowych znajomych w środowisku. Niektórych zatrudniał w swojej krakowskiej szkole wyższej.
Jego polityczni konkurenci w krakowskiej PO z nieukrywaną zawiścią mówili o łatwości, z jaką dostaje się na łamy największych gazet i przed kamery popularnych programów telewizyjnych. A teraz chciałby, byśmy uwierzyli, że i on "padł ofiarą" czegoś, co posłowi Stefanowi Niesiołowskiemu przydarza się niemal codziennie.
Ciągle wierzę w inteligencję Gowina. Jestem więc przekonany, że zbitki o niemieckich eksperymentach na polskich zarodkach użył zupełnie świadomie. Jeżeli uważa, że nasze zarodki rzeczywiście są eksportowane, to - nie mając pełnej wiedzy - mógł pominąć nazwę docelowego kraju, albo rzucić do mikrofonu jakąś Wielką Brytanię, Francję czy USA. Postawił jednak na Niemcy i wywołał ducha "zakamuflowanej opcji niemieckiej". Wymknęło mu się? Nie wiedział, że wzbudzi takie emocje? Wątpię!
Użyciem tej zbitki zbliżył się mocno do sugestywnej, a opartej na niedomówieniach argumentacji jednego ze swych poprzedników, niezapomnianego Zbigniewa Ziobry. Pytanie tylko po co znowu irytuje premiera, a i wielu swoich krakowskich wyborców? Z ideologicznego zacietrzewienia czy taktycznego wyrachowania?
Może czuje, albo wie, że nadchodzi polityczne przesilenie, wkrótce dojdzie do poważnego kryzysu w koalicji i siłą rzeczy w Platformie? Chce na ten moment targów i przetasowań przygotować sobie maksymalnie samodzielną pozycję w polityce?
Gubiąc się w tych domysłach trudno nie przypomnieć sobie słów, jakie kiedyś o Gowinie miał powiedzieć jego akademicki nauczyciel, ks. prof. Józef Tischner: "To krwiożerczy rekin, trzeba na niego uważać".
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+