Polityka ma zasadniczo dwa oblicza i obydwa mogą być piękne. Niestety, ich piękno jest wyjątkowo trudne do osiągnięcia i zachowania. Jeśli polityka jest sprawowana jako roztropna troska o dobro wspólne, to jest piękna, szlachetna i wartościowa, dobra i godna pożądania.
Także i w przypadku, kiedy pojmowana jest jako przejmowanie władzy, jej sprawowanie i przekazywanie innym, może zachować swój blask, o ile jest sprawiedliwa, mądra, dbająca o prawdę, o pokój, o indywidualne dobro obywateli i dobro wspólne społeczności, którą zarządza. Teoretycznie zatem politykę można prowadzić czystymi rękami, w sposób skuteczny i godny.
Skąd więc biorą się tak liczne zastrzeżenia do polityki? Tak chóralne narzekanie na polityków? Odpowiedź jest prosta: praktyka życia politycznego jest daleka od jej założeń teoretycznych, opartych na zdrowym rozsądku, albo też - co łatwo zauważyć - pojmowana jest i wdrażana w sposób opaczny, nasączony taką czy inną ideologią, która stawia przed nią złe cele i wmawia ludziom, że jedynym celem polityki jest jej skuteczność, osiągana wszelkimi możliwymi środkami, w tym kłamstwem, łamaniem sumień, wyzyskiem, grabieżą, przemocą, gwałtem, przymusowymi przesiedleniami, więzieniem, wojną, a nawet czystkami etnicznymi i ludobójstwem.
Najczęstszym błędem w polityce jest lekceważenie podstawowego zadania, jakim jest sprawowanie jej dla dobra wspólnego. Oczywiście, politycy o tym dobru mówią, deklarują, że będą się o nie troszczyć, w praktyce jednak często chcą przede wszystkim zaspokoić własne potrzeby, zabezpieczyć swój interes, a jeżeli im się to udaje, zrobią coś dobrego dla wszystkich.
Trosce o dobro wspólne przeciwny jest interes partyjny i źle się dzieje, kiedy dobro partii stoi ponad dobrem wspólnym. Fundusze, jakie państwo przeznacza rocznie na działalność partyjną, sięgają w Polsce 150 milionów złotych, a partie oprócz własnego majątku zyskują sporo na lokatach i odsetkach lokowanych sum.
Zmiana przywódców politycznych w wyniku demokratycznych wyborów to rzecz zwyczajna i uzależniona od umiejętności przekonania wyborców do kształtu proponowanej polityki. Przedmiotem kampanii wyborczych są jednak nie tylko osiągnięcia rządzących, ale także popełnione przez nich błędy i zaniedbania oraz w dużej mierze obietnice, rzucane w tłum jak wędka z przynętą.
Ludzie to lubią, bo daje im to nadzieję, że może będzie lepiej. Trzeba jednak pamiętać o mądrym przysłowiu: "Obiecanki-cacanki, a głupiemu radość", bo naiwna ryba, kiedy połknie przynętę, już nie może mieć żadnej nadziei. Dziś jesteśmy po wyborach prezydenckich. Zasadom demokracji stało się zadość. Martwi jednak atmosfera, która panowała w kampanii wyborczej. Czy my musimy naśladować karczemny sposób amerykańskich kampanii negatywnych?
Dlaczego ustępujący prezydent i jego następca, zanim przegra i zanim zostanie wybrany, musi być obnażony, oskarżony, czasem poniżony przez konkurenta, często w sprawach drobnych i nieistotnych? Przecież chodzi o osoby, które reprezentują lub będą reprezentować godność Rzeczypospolitej Polskiej.
Czy nie byłoby lepiej, gdyby w kampanii prowadzono merytoryczny dialog nie ad personam, ale w sprawach ważnych dla Polski? Każdemu prezydentowi, wybranemu przez Naród trzeba życzyć, by godnie i skutecznie wypełnił mandat, jaki mu został powierzony.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!