W 1980 r. organizował strajk okupacyjny w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym i demonstrację przeciwko zubożeniu społeczeństwa. Rok później był internowany i bity przez milicjantów, a w 83. uprowadzony z domu przez ubeków. Nie przyszedł wczoraj do ratusza na uroczystą sesję z okazji 30-lecia "Solidarności". Nie zaproszono go.
- Nie mnie jednego tam brakło. Staszek Cichoński też nie dostał zaproszenia. Już mnie to nie boli, odpuściłem sobie emocje. Inna ta "Solidarność" zresztą dzisiaj - mówi Wyskiel. W uroczystości wzięło udział kilkunastu zasłużonych działaczy "Solidarności" z Sądecczyzny. Ich gromadka wtopiła się w tłum ludzi, którzy z NSZZ niewiele lub nic nie mieli wspólnego.
W fotelach - obok związkowców sponiewieranych przez komunistyczny reżim, a czasem i przez teraźniejszość - zajęli miejsca ludzie, którzy w latach 80. stali nierzadko po przeciwnej stronie barykady, w tym byli funkcjonariusze milicji obywatelskiej i działacze PZPR. Wszyscy pozowali do pamiątkowego zdjęcia przed ratuszem.
Idea jubileuszowej sesji w takim, a nie innym gronie wyszła od sądeckiego samorządu. - Ta sesja to nie mój pomysł. Znalazła się w ustalonym wspólnie przez radnych planie. Myślę jednak, że to słuszna idea, aby upamiętnić jubileusz, stworzyć tym ludziom okazję do spotkania - mówił jeszcze przed uroczystością przewodniczący rady miasta Artur Czernecki.
Spotkanie zdominowały przemówienia. Lider sądeckiej "Solidarności" Andrzej Szkaradek opowiedział historię związkowych buntów w Nowym Sączu, w tym strajku okupacyjnego w ratuszu z 1981 r., w którym brał udział m.in. obecny wiceprezydent miasta Jerzy Gwiżdż. Wspominał także nieobecnych - Jerzego Wyskiela, Romana Has-slingera, Jana Budnika i tych, którzy już nigdy nie przemówią, jak choćby Adama Legutkę z ZNTK pobitego w 1983 roku, który zmarł nie odzyskawszy przytomności.
Oficjalnie nikt nie wyjaśnił, dlaczego nie zaproszono ani Wyskiela, ani Budnika, ani Cichońskiego. Wiadomo jednak, że ich nazwiska znalazły się w ostatnich latach w dokumentach IPN jako tajni współpracownicy bądź kontakty operacyjne SB. Wszyscy kategorycznie zaprzeczają, aby donosili bezpiece.
Szkaradek podczas sesji dziękował kolegom z dawnego ZNTK, Nowomagu, Sądeckich Zakładów Elektrod Węglowych i duchownym, którzy z kościołów uczynili w trudnych latach jedyne miejsce wolności. Przyjaciół "Solidarności" w sutannach reprezentował ks. Stanisław Czachor, były prałat kościoła św. Kazimierza, który podzielił się smutną refleksją, że nie wszystkie postulaty walczących o wolność zostały spełnione.
Dwie polityki według Jerzego Gwiżdża
Solidarność udała się, a dziś tak wiele rzeczy w polityce się nie udaje. Dlaczego? Myśmy w latach 80. i 90. byli po prostu fajne chłopaki w towarzystwie fajnych dziewcząt i wiedzieliśmy, co robić, aby godnie czuć się we własnym kraju. To była polityka. Dziś to, co nazywamy polityką, w porównaniu z tamtą, jest jak niebo i ziemia. Wielu 50-60-latków szuka korzeni w "S" na siłę, licytuje się, kto zrobił więcej, wyrywa sobie zasługi. To wypacza historię.