FLESZ - Policja zakładnikami pandemii i protestów?
W czwartek (29 października) wieczór na sądeckich plantach nagle zasłabł mężczyzna. O uratowaniu go mogły decydować minuty, a tymczasem w mieście nie było ani jednej wolnej karetki. Wszystkie dyżurujące w tym czasie Zespoły Ratownictwa Medycznego, czyli załogi ambulansów Pogotowia Ratunkowego były zaangażowane w inne działania ratownicze.
Centrum Powiadamiania Ratowniczego zdecydowało, by pod wskazaną lokalizacje przy ul. Jagiellońskiej natychmiast pojechali strażacy.
Oficer dyżurny Centrum Koordynacji Ratownictwa Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu polecenie takie odebrał dziesięć minut po godzinie dziewiętnastej.
Do akcji wyruszył zastęp z Jednostki Ratowniczo Gaśniczej nr 1 PSP w Nowym Sączu. Strażacy walczyli o życie mężczyzny aż do przybycia karetki. Jej załoga zabrała mężczyznę do szpitala.
Nie był to w tym dniu ani pierwszy ani ostatni przypadek, kiedy w Nowym Sączu do osoby potrzebującej pilnej pomocy medycznej nie można było wysłać ambulansu Pogotowia Ratunkowego, bo wszystkie karetki były zaangażowane w inne działania ratownicze.
Rolę ratowników medycznych przejmowali więc strażacy.
O godz. 16 wóz Państwowej Straży Pożarnej zamiast karetki Pogotowia ratunkowego pomknął na ul. Prusa w dzielnicy Zawada w Nowym Sączu, kiedy w jednym z domów ataku epilepsji doznał mieszkający tam mężczyzna. Strażacy udzielali mu pomocy aż do chwili przybycia Zespołu Ratownictwa Medycznego.
O godz. 21.55 nie karetkę, bo wszystkie były zajęte, a wóz strażacki wysłano na ul. Niedziałkowskiego. Tam w jednym z domów zasłabł mężczyzna. Strażacy udzielali pomocy temu mężczyźnie zanim przyjechał ambulans Pogotowia Ratunkowego, który mógł zabrać go do szpitala.
